Mężczyzna w milczeniu spoglądał na ulice. Miał czarne krótko
strzyżone włosy, ostre rysy twarzy. Jasne niebieskie oczy i bliznę pod prawym
okiem i zadbany zarost z pod koszuli dało się dojrzeć tatuaż na szyi. Kierowca
tak samo jak on ubrany był w czerń. Na dłoniach czarne skórzane rękawiczki. On
za to był blondynem z nieco dłuższymi włosami. Miał ciemne piwne oczy miał
nieskazitelnie czystą, dziecinną twarz. Spojrzeniem nadrabiał wszystko. Gdy kierowca
odwzajemnił spojrzenie pisarzowi przyglądającemu się mu uważnie po przez
odbicie w lusterku tamten przeraził się i ukrył wzrok gdzieś między podłogą, a
przednim siedzeniu.
Tak siedział, aż pośrednik nie odezwał się pierwszy.
- Czego od nas oczekujesz? – zwrócił się ku niemu.
- Czego od was oczekuję!? – odparł ze zdenerwowaniem, lecz
w porę się opanował. Rozmówca pominął to milczeniem.
- Potrzebuje za co żyć i najlepiej coś na zapas, tak, żeby
nie stracić weny. – tym razem mistrz pióra zamienił się w dyplomatę.
- Na kiedy?
- Najlepiej na już.
- Kiedy nas spłacisz?
- Spłacę was oddając w wasze ręce moją kolejną książkę,
będziecie mogli podpisać ją, którymś ze swoich nazwisk, jak tego ostatniego.
Autorem książki został gość, który nawet nie znał imienia kluczowych postaci, a
os sam nigdy pewnie nie czytał jej zawartości. – wyciągnął paczkę z kieszeni,
otworzył – przedostatni… - pomyślał. Wyjął, wsadził do ust – ale chuj mnie to
obchodzi, ja chcę tylko moją kasę – zapalił, chowając paczkę po zapałkach.
- Tu się nie pali. – powiedział stanowczym głosem kierowca
– czytać nie umiesz? – wskazał palcem znaczek przekreślonego papierosa na
szybie.
- To kiedy dostanę moje pieniądze? – zapytał nie zważając na
kierowcę.
- Dostaniesz pieniądze w tym samym czasie co my dostaniemy
twoje „słowa”.
- Potrzebuję środków na skończenie powieści! Muszę za coś
żyć! Nie stworzę książki z niczego!
- Ile masz przy sobie?
- Kilkanaście kartek – odparł dynamicznie wypuszczając dym
z ust.
- Dawaj. – rozkazującym głosem powiedział wyciągając rękę
w jego kierunku.
Tamten wyjął z
wnętrza kurtki mały chip i podał go dalej. Pośrednik wpatrywał się przez moment
po czym zacisnął go w ręku.
-To jak? – pisarz powoli zaczynał się denerwować. W tym
samym czasie przedstawiciel wyjął z walizki przenośny komputer. Włączył. Włożył
kartridża do slotu na pamięć zewnętrzną. Przegrał dokument na dysk twardy.
Otworzył. Wpatrywał się w pierwszą stronę bez drgnięcia. Potem szybko
przewracał kolejne strony. Zatrzymał się na ostatniej. Zatrzymał się na ostatniej
stornie. Zamknął komputer i schował odłożył go na miejsce. Popatrzył się w
stronę kierowcy, wymienili się spojrzeniami. Wybadał pisarza
- Tak więc panie.. – zatrzymał się
- Writer. – odparł krótko odwracając uwagę od otoczenia za
szybą.
- Tak więc Panie Writer. Za to co już pan ma dokonamy
wpłaty na dziesięć tysięcy na pańskie konto jeszcze dziś przed północą. –
Kierowca jak na życzenie, gdy ostatnie słowo zdania wybrzmiało zatrzymał się,
wysiadł i otworzył drzwi.
- Jakoś muszę wrócić do domu…
Mężczyzna w garniturze sięgnął do wnętrza marynarki,
wyciągnął plik pieniędzy i podał kilka banknotów w nominałach po sto pisarzowi.
-Tak więc panie Pisarzu, czekamy na pański telefon. –
Uśmiechnął się krzywo – miłego dnia.
Writer popatrzył się na kierowcę, kierowca na niego:
- Palenie pana zabije. – jakby zależało mu na życiu
jakiegoś szarego pisarzyny, którego nikt nie zna i nie pozna, taka w końcu była
umowa. On piszę, ale nie ma prawa podpisać, żadnej ze swoich prac własnym
imieniem i nazwiskiem.
- Każdy zabija się jak chcę – zapalił ostatniego papierosa.
- Ale nie w moim samochodzie. – Odparł na pożegnanie.
Prozaik nawet się nie odwrócił, popatrzył na banknoty, na
dworzec przed sobą.
**
Było południe gdy był już daleko za miastem, jechał na
północ kraju w rozpadającym się przedziale pociągu. Palił, spał i myślał na
zmianę. O Fabule, o Stylu, o wszystkim co ważne. Miał w końcu nie wiele czasu a
tak wiele do zrobienia.
12:12
Została mu jeszcze godzina do docelowej stacji. Postanowił
zdrzemnąć się z myślą, że to da mu nowe spojrzenie na Historię.
**
Mobilizacja. Dwa najlepiej wyszkolone oddziały w obozie
szykowały się właśnie do możliwie najważniejszej misji na tym etapie wojny.
Mieli do zajęcia dwa główne strategicznie budynki. Od tego zależały losy wielu
cywili, a może nawet więcej.
Morale oddziałów nigdy nie spadały poniżej standardów,
jednakże to mogło dziś nie wystarczyć do pomyślnego przebiegu bitwy.
- Towarzysze! – pułkownik Sokołow, teraz ubrany w mundur
polowy, w pełnym uzbrojeniu, ze zmodyfikowanym karabinem AK-47, na udzie
pistolet PJa, na plecach na wysokości nerek długi bojowy nóż. Opakowany w
kamizelkę bojową ze wszystkim co przydać mu się mogło na polu bitwy jakim miało
stać się niebawem owe miasto. Nabrał powietrza w płuca, wyprostował się –
przyjął pozycję jakiej uczyli go na zajęcia z przemawiania. –Towarzysze! –
powtórzył – Dziś stoi przed nami prawdopodobniej najtrudniejsze zadanie do tych
czas! – pauza – dzisiaj czeka nas starcie, w którym liczy się każda kropla
potu. Każdy z nas musi dać z siebie wszystko byśmy wszyscy doczekać
najbliższego słońca, niepowodzenie jednego z nas może skończyć się klęską dla
nas wszystkich. To wielka odpowiedzialność – pauza. Spojrzenie na
poszczególnych żołnierzy, by poczuli się wyróżnieni z szeregu – ale i zaszczyt.
Nasz honor i duma, że możemy iść w bój z hasłem na ustach oraz ideą w sercach.
– podniesienie tomu – dziś zwyciężymy, pójdziemy tam i skopiemy polskie dupy, a
Rosja znów będzie niezniszczalna! – uniesienie broni połączone z okrzykiem
bojowym
Odwzajemnienie okrzyku poprzez z moralizowany tłum młodych
męskich kukiełek zwanych pospolicie żołnierzami.
- Podpułkownik Iwanow do mnie! – odezwał się głos dowódcy
wśród owacji i okrzyków wywołanych emocjami po pięknym przemówieniu towarzysza
pułkownika.
-Tak jest! – przybiegł, zasalutował i spoczął
- Słuchajcie, towarzyszu.
Waszym zadaniem będzie wraz z oddziałem Ҕ (B) przejęcie Kwatery Głównej Milicji Narodowościowej, przetrzymanie ważnych urzędników oraz całej ludności cywilnej, która będzie znajdować się we wnętrzu budynku. Jednostki bojowe, militarne, uzbrojone poniżej stopnia oficerskiego na
miejscu zlikwidować. Zrozumieliście?
- Tak jest Towarzyszu, podpułkowniku! – wykrzyknął
- Bóg z wami.
- Przepraszam, gdzie pan wysiada? – zapytał starszy
mężczyzna o siwych brwiach w przechodzonym kaszkiecie.
Zapytany mężczyzna
rozejrzał się i zdenerwował:
- Tutaj, dziękuję bardzo! – wykrzyczał odradzając lekko
głowę w biegu ku pomocnemu dziadkowi.
- Nie ma za co, tylko chciałem mieć gdzie usiąść.
**
Wybieg z pociągu na peron numer 2, rozejrzał się i mimo to
nie zaprzestał biegu, ruszył w stronę hali z kasami, a konkretniej szukał
jakiegoś sklepu, w którym mógł nabyć zeszyt i coś do pisania.
Po chwili pośpiechu wyszedł szczęśliwy z przydrożnego
kiosku z zeszytem w ręku i paczką mocnych papierosów. Wypatrywał jakiejś wolnej
ławki by móc zacząć spisywać dalszą część powieści, która notabene przyśniła mu
się i przez nią prawie co nie przegapił stacji.
Na przystanku autobusowych, naprzeciwko dworca kolejowego w
tej niewielkiej mieścinie siedział mężczyzna. Ubrany w stare podwinięte
jeansach, w czarnych, trochę podniszczonych, czarnych butach, bluzie i
skórzanej kurtce z długopisem w ręku, zeszytem na kolanach i papierosem w
ustach. Siedział i notował to co mu się przyśniło. I nie tylko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz