Obudził się
nad ranem cały spocony z kołdra powywracaną w połowie leżącą na podłodze. Jego obnażone
ciało pokryte było mokrą powłokę. Otworzył szeroko oczy po czym zmrużył powieki
kiedy spotkał się ze światłem dobiegającym z dworu.
- Pieprzone
sny – powiedział podnosząc się.
Zebrał
pościel i ułożył ją na łóżku, po czym goły skierował się do łazienki gdzie bez
jakiegokolwiek przygotowania wsunął się do kabiny prysznicowej. Odkręcił zawór w
stronę niebieskiego okręgu i stał pod strumieniem klnąc na własną głupotę. Po
kilku minutach lodowatego strumienia doleciała do niego umiarkowanie ciepła
woda.
Odetchnął z
ulgą po czym sięgnął po gąbkę jeszcze nie wyschniętą po wczorajszym myciu. Nałożył
nadmiar mydła i wtarł w ciało.
Po wielu
minutach pod strumieniem wynurzył się, ubrał w czyste ubrania złożone na
oddzielnych półkach jego wielkiej szafy.
Po kwadransie
siedział na biurkowym krześle ustawionym w centrum pokoju i popalał kolejnego
papierosa, w napoczętej paczce pozostał mu już ostatni.
- No i co
teraz zrobimy – zapytał sam siebie – zeszytu ni chuja, pamięci tak sama –
wyliczał – wena mnie nie nawiedza…
Siedział
wpatrując się w dym palonego tytoniu bezwładnie wędrujący ku górze niezniekształcony
przez podmuchy wiatru.
- Wyjedź –
powiedział cichy głos zza pleców.
Gwałtownie
obrócił się na krześle w stronę szeptu.
Lecz nikt za
nim nie stał.
- Kurwa.. –
przeciągnął – wariujesz, gościu. – po czym zaciągnął się raz jeszcze, aż po sam
filtr.
Z mieszania
nad nim dobiegało wysokie szczekanie psa, popatrzył na sufit z pożałowaniem, w
zdechnął i dowiedział.
- Od rana do
wieczora – wypuścił smog z płuc – to samo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz