- Tak więc
Panie Pisarzu, może zauważasz coś ciekawego i znajomego w tym coś właśnie
przeczytał? – zapytał gestykulując nadmiernie.
- Tak. –
kiwnął z niechęcią – To fragment książki, którą czytałem kilka lat temu –
odpowiedział mu – tak nawiasem, całkiem dobrej książki.
- Może i
tak, a to pamiętasz? –rzucił mu kolejną książkę – Czytaj!
Spojrzał na
kolejny wolumin, po czym skrawek papieru, jaki już przejrzał zgniótł i upuścił.
Znalazł
podkreślone słowa, przewertował wzrokiem i deklamował:
- Na
wysokiej wieży stało dwóch mężczyzn jeden w średnim wieku, drugi młody, miał
bowiem nie mniej i nie więcej jak dwadzieścia wiosen. Długie błąd włosy i wąską
wychudzoną twarz. Na oczach malowała mu się dobroć i niewinność, mimo iż
strudzona życiem sierota, potrafił cieszyć się tym co ma.
A teraz miał
to wszystko stracić, ponieważ pomylono go z kimś innym, a może szukano po
prostu kozła, ginącego dla wolności przestępcy, którego swoboda kosztowała
kilka złotych monet.
Obie wieże
były identyczne, symetryczne ku środkowi. Z podstawy sześciokąta foremnego ku
niebu wyrastały ceglane ściany unoszące się na cztery piętra, tam wieża miała
swoją dziuplę, siany zamieniły się w podłogę, z krenelażu na zewnątrz
prowadziła solidna drewniana droga, ku nicości.
Mężczyzna
przypominającego swoją osobą egzekutora znajdował się za młodzieńcem i popychał
go co jakiś czas by nie stawał w miejscu, a szedł do celu. W średnim wieku,
wysoki dobrze zbudowany mężczyzna, z umięśnionymi odkrytymi mięśniami. Miał na
sobie czarne płócienne spodnie do kostek, czarne komiczne butki, oraz obroże na
szyi. Twarz zakryta była białą maską bez wyrazu, dało się dostrzec tylko
jasnoniebieskie oczy przez szerokie otwory. Łysa poharatana głowa z małymi
uszkami, wyglądał komicznie w pewnym momentach lecz teraz nie nastał ten czas.
Teraz jego postać wzbudzała lęk, strach i obrzydzenie.
Między budowlami
znajdowała się estrada, gdzie stało kilku bogato odzianych sędziwych mężczyzn.
Kwartet ubrany na biało, piaty w czerni.
Szata obnażał jedynie jego dłonie i głowę, którą porastała długo pielęgnowana
siwa broda. Podobnie jak kat przewodniczący zgromadzenia także był bezwłosy,
jednak ten nie przerażał, a wzbudzał zaufanie, mimo silnym i twardym rysom
twarzy sprawiał raczej wrażenie dobrego wujka, niż surowego ojca.
Gdy przyszły
skazaniec zajął swoją pozycję, starzec wyszedł na środek sceny, młodzieńcowi
założono gruby sznur na krtań i zaciśnięto. Star teraz wpatrzony w słońce,
które jeszcze świeciło jasno, jednak już miało w swoich planach rozpłynięcie
się z horyzontem by następnego poranka stanąć na straży światła po raz kolejny.
Młodemu
mężczyźnie zaszkliły się oczy, czuł żal. Tyle było jeszcze przed nim, tyle
chciał osiągnąć, tyle zobaczyć. Nie miał nawet jeszcze okazji opuścić tego
miasta na dłużej niż kilka dni w celach handlowych. Nie poznał jeszcze dobrze
życia, a oni pragnęli mu je tak wcześnie odebrać.
Obaj wzięli
głęboki oddech, starzec i młodziak. Młody zaczął nucić pieśń żeglarzy, mówca
szykował się do przemowy:
- Drodzy
zebrani! – chłopak skoczył
Łza spłynęła
mu po policzku, a on z pieśnią na ustach przechylił się w stronę przepaści i
runął na długiej linie w dół. W trakcie tego ułamka sekundy nim kręgi rozerwały
się zabijając go, zdążył dorosnąć. Jakiego poświęcenia musiał doznać, co zrobił
by nie oczerniać swojego imienia, by zapamiętano go takim jakim naprawdę był,
by ci którym zależało na jego dobru, znali prawdę nie zachwianą przez mowę
klechy.
Przed
skokiem spojrzał po raz ostatni w słońce, świecące jakby mocniej tego
popołudnia…
W karku
strzeliło, chłopak zakończył swe dzieje.
Tłum pod nim
szalał, zaniepokojony i zdziwiony zajściem, kobiety płakały, krzyczały.
Mężczyźni pluli pod nogi, narzekali na nie udane przedstawienie, inny zwrot
akcji przypadł do gustu. Kapłani oraz kat nie ukrywali zdziwienia, takiego
scenariusza nie przewidzieli, zastanawiali się co teraz, skoro sąd nie odbył się
według reguł co pozostawało do zrobienia, mieli po prostu się rozejść, a może
podburzyć tłum przeciw rodzinie zabitego, albo wywołać represje.
Kapłan
generalny uniósł ręce ku niebu:
- Panie,
przyjmij tego nieszczęśnika na swoje łono, bądź wtrąć go do piekieł za jego
poczynania. Bowiem sam na siebie wykonał wyrok sprzeciwiając się Twemu prawu.
Uczyć to co uważasz za najlepsze, jesteśmy tylko sługami w Twej wierze i potędze. Daj nam zbawienie i
odpuść nam winy.
- Amen. –
odparł zgodnie tłum.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz