wtorek, 13 listopada 2012

Dzień Trzynasty - Jak wejdzie się w rytm i ma szczęście to da się pisać! - idę oglądać Teorię Spisku, może mnie coś natchnie - 22 915


Dotarli do zaśnieżonej chatki w głąb od ulicy, na około było pusto, przy drogach nie było tu budynków, a zaśnieżone pole. Jedynie mała drewniana budka, zbita ręcznie przez kogoś z małym doświadczeniem budowlanym. Łukasz otworzył mocnym szarpnięciem drzwiczki zbite ręcznie z kilku cienkich desek. Spadający śnieg dostał się pod rękawy oraz zasypał otwierającego, który nawet nie pisnął. Potrząsnął ciąłem w celu szybkiego czyszczenia i bez słowa wszedł do ciemnego wnętrza. Za nim ruszył Pisarz. Wewnątrz było dziwnie, ciemno, ponuro, ale ciekaw był dramaturg po co i dlaczego to wszystko się dzieje. Czy ma to jakiś związek ze sobą, jak ma to mu w rzeczywiście pomóc ? Dlaczego niepełnosprawny przyszedł do niego i z jakiego powodu są teraz tutaj i patrzą na ciemności.
Światło.
Chłopak wziął duża latarkę i położył na stoliku, ten zabieg sprawił, iż wszystko, iż wszystko co ciemne stało się jasne.
To co zobaczył. To co zobaczył, był co najmniej niepokojące.
Była do dziupla pełna wycinków z gazet, notatek, powiązań jednego z drugim, a co najdziwniejsze – zdjęć. Zdjęć Pisarzyny ze Stolicy. Cichego kreatora wolumenów dla innych, dla tych którzy pragnęli zagościć na scenie literatury, ale nie potrafili pisać. Mieli pieniądze, to najważniejsze w dzisiejszych czasach. Masz pieniądz, masz wszystko.
Czego nie kupisz za pośrednictwem pieniędzy, kupisz za coś innego.
Gość rozejrzał się dokładnie po czterech ścianach wypełnionych materiałami źródłowymi po czym skierował wzrok na stojącego prawie w bez ruchu kompana.
- Zechcesz mi wyjaśnić – zaczął gestykulować. Sam nie wiedział czy jest teraz zły, czy tylko zdziwiony i rządny prawdy.
- Do tego zmierzam – powiedział w sposób taki by zaciekawić rozmówcę – wiem kim jesteś i czym się zajmujesz.
Zaczynał się bać.
- Jesteś Pisarzem, mieszkańcem Miasta Stołecznego – wskazał zdjęcie jego oraz zmarłego przyjaciela zrobione ponad rok temu ma jego pogrzebie – nikt cię nie zna, nie chcesz być znany. Sprzedajesz słowa w zamian za życie. Tylko to umiesz robić – ton głosu stawał się coraz silniejszy, a słuchający go Writer coraz bardziej był przestraszony. Czuł przerażenie.
Nie widział o co może chodzić postaci pozornie bezbronnej teraz jednak emanującej siłą i rozstawiającej po kontach rozmówcę.
Pot zaczynał spływać mu spod włosów, kropelka wody płynęła mu po pomarszczonej i zniszczonej życiem twarzy. Oczy mrużył, nie potrafił dostrzec teraz rozmówcy ponieważ stał tuż za reflektorem, a jego blask oślepiał pisarza.
Nerwowe drganie lewego kolana, potliwość dłoni, napływ adrenaliny, zawroty głowy.
Majaczenie, mroczki przez oczyma, imigracja ciepła, wszystko stawało się straszniejsze. Świat zwalniał, a on wraz z nim, przestawało docierać do niego to co mówił Łukasz, przedtem autysta, nie umiejący się porozumieć, teraz mówca, który jest jednym z niewielu, którym udało przestraszyć się Pisarza.
W swoim średnio długim życiu widział bowiem wiele dziwnych i dziwniejszych rzeczy. Na ekranie telewizora, na monitorze komputera, na kartkach papieru, bądź na własne oczy. Wychował się na podwórku, w jednej z biedniejszych i mniej bezpiecznych dzielnic miasta, to co widziały jego oczy umysł pragnąłby wytrzeć z pamięci.
Dotarli do zaśnieżonej chatki w głąb od ulicy, na około było pusto, przy drogach nie było tu budynków, a zaśnieżone pole. Jedynie mała drewniana budka, zbita ręcznie przez kogoś z małym doświadczeniem budowlanym. Łukasz otworzył mocnym szarpnięciem drzwiczki zbite ręcznie z kilku cienkich desek. Spadający śnieg dostał się pod rękawy oraz zasypał otwierającego, który nawet nie pisnął. Potrząsnął ciąłem w celu szybkiego czyszczenia i bez słowa wszedł do ciemnego wnętrza. Za nim ruszył Pisarz. Wewnątrz było dziwnie, ciemno, ponuro, ale ciekaw był dramaturg po co i dlaczego to wszystko się dzieje. Czy ma to jakiś związek ze sobą, jak ma to mu w rzeczywiście pomóc ? Dlaczego niepełnosprawny przyszedł do niego i z jakiego powodu są teraz tutaj i patrzą na ciemności.
Światło.
Chłopak wziął duża latarkę i położył na stoliku, ten zabieg sprawił, iż wszystko, iż wszystko co ciemne stało się jasne.
To co zobaczył. To co zobaczył, był co najmniej niepokojące.
Była do dziupla pełna wycinków z gazet, notatek, powiązań jednego z drugim, a co najdziwniejsze – zdjęć. Zdjęć Pisarzyny ze Stolicy. Cichego kreatora wolumenów dla innych, dla tych którzy pragnęli zagościć na scenie literatury, ale nie potrafili pisać. Mieli pieniądze, to najważniejsze w dzisiejszych czasach. Masz pieniądz, masz wszystko.
Czego nie kupisz za pośrednictwem pieniędzy, kupisz za coś innego.
Gość rozejrzał się dokładnie po czterech ścianach wypełnionych materiałami źródłowymi po czym skierował wzrok na stojącego prawie w bez ruchu kompana.
- Zechcesz mi wyjaśnić – zaczął gestykulować. Sam nie wiedział czy jest teraz zły, czy tylko zdziwiony i rządny prawdy.
- Do tego zmierzam – powiedział w sposób taki by zaciekawić rozmówcę – wiem kim jesteś i czym się zajmujesz.
Zaczynał się bać.
- Jesteś Pisarzem, mieszkańcem Miasta Stołecznego – wskazał zdjęcie jego oraz zmarłego przyjaciela zrobione ponad rok temu ma jego pogrzebie – nikt cię nie zna, nie chcesz być znany. Sprzedajesz słowa w zamian za życie. Tylko to umiesz robić – ton głosu stawał się coraz silniejszy, a słuchający go Writer coraz bardziej był przestraszony. Czuł przerażenie.
Nie widział o co może chodzić postaci pozornie bezbronnej teraz jednak emanującej siłą i rozstawiającej po kontach rozmówcę.
Pot zaczynał spływać mu spod włosów, kropelka wody płynęła mu po pomarszczonej i zniszczonej życiem twarzy. Oczy mrużył, nie potrafił dostrzec teraz rozmówcy ponieważ stał tuż za reflektorem, a jego blask oślepiał pisarza.
Nerwowe drganie lewego kolana, potliwość dłoni, napływ adrenaliny, zawroty głowy.
Majaczenie, mroczki przez oczyma, imigracja ciepła, wszystko stawało się straszniejsze. Świat zwalniał, a on wraz z nim, przestawało docierać do niego to co mówił Łukasz, przedtem autysta, nie umiejący się porozumieć, teraz mówca, który jest jednym z niewielu, którym udało przestraszyć się Pisarza.
W swoim średnio długim życiu widział bowiem wiele dziwnych i dziwniejszych rzeczy. Na ekranie telewizora, na monitorze komputera, na kartkach papieru, bądź na własne oczy. Wychował się na podwórku, w jednej z biedniejszych i mniej bezpiecznych dzielnic miasta, to co widziały jego oczy umysł pragnąłby wytrzeć z pamięci.
*
- Tylko to umiesz robić. – Kontynuował
Przerażenie nie dało góry odezwał się.
- Tylko to, i nie mam nic do tego, każdy zarabia jak chce. Nie szkodzę tym nikomu więc nic w tym złego. Pomagam ludziom mniej kreatywnym w znalezieniu się na szczytach. Mi to nie potrzebne.
- Ale łamiesz zasady tego przedsięwzięcia.  – Przerwał mu przenikliwym wzrokiem.
- Niby jak?
Łukasz nie odpowiedział mu słowem lecz czynem. Przeszedł w kąt po przeciwnej stronie chaty, pisarz przesunął się by obejmować wzrokiem jak najwięcej. Oparty o zakurzony stół zawalony szpargałami przypatrywał się poczynaniom szaleńca.
Ten w końcu stanął przed nim z plikiem książek, na których widniały znajome mu nazwiska. Nie zważając na Writera podszedł do biurka, on w mig usunął się z drogi.
- Nie poznajesz tego? – zapytał rozkładając książki i otwierając je na poszczególnych, zaznaczonych wcześnie stronach – Tu i tu i tu – wskazywał palcami.
Czuł, mówił teraz już nie jednostajnie, okazywało się, że jednak nie jest taki znowu aspołeczny jak wpierw mu się wydało. Pokazywał mu zaznaczone kolorami wersy w tekstach, pozornie przypadkowe nie mające ze sobą nic wspólnego dla szarego czytelnika. Dopiero po zagłębieniu się we wszystkie księgi naraz. Wybranie fragmentów i wydedukowanie prawidłowych wniosków pozwalało dotrzeć do prawdy.
- Tak, książki. A w nich słowa, mające ze sobą tyle wspólnego co ty i ja – scenicznie wskazał wpierw na rozmówcę, po czym na „ja” położył rękę na własnej klatce piersiowej
- Tak, masz rację – pokiwał głową – to trafne porównanie. No to ma wspólnego tyle co my.
Rozmowa przybierała coraz to dziwniejszego biegu oraz stawała się coraz to bardziej przenikliwa. Bo cóż miał wspólnego pisarz, którego nikt nie zna oraz autysta, będącym zarazem komputerem, który mimo zapowiedzi przejawiający umiejętności przebywania w społeczeństwie, a nawet przerażania.
- Przeczytaj, a się dowiesz – wyrwał jedną ze stronic i podał mu. On zachowując pozory wziął i zaczął czytać… - Był bowiem rok pański. Milenium już drugie, budowle wznosiły się bowiem wysoko, a ulice zawsze tłoczne, zapchane przez ludzi różnych ras, nacji, wyznań oraz pokoleń. Jedni bardziej, drudzy mniej nastawieni do innych pokojowo. Miasto bowiem skupiało wiele różnych i różniejszych osób. – czytał, a wariat mu nie przeszkadzał.
- Dziś jednak ulice Stolicy miały zamienić się w coś zupełnie innego. W coś nie naturalnie złego i nie naturalnie normalnego. – ciągnął ten monolog wciąż niepewny o co chodzi
- Na placu głównym metropolii, na którym znajduje się wysokie dwie wieże mające na celu jeszcze kilkaset lat temu ostrzec dawną osadę przed najeźdźcami dziś służyła jako miejsce przemówień, bądź atrakcję dla przejezdnych. – Stop.
- Dziś miały posłużyć jako wiadomość. – pomógł mu Łukasz, który na pewno przeczytał te słowa wcześniej. Zatem Pisarz kontynuował swoją deklamację
- Bowiem wieczorem, gdy słońce zaszło za horyzontem,  a miasto rozświetliły miliony światełek, tych ruchomych i tych stojących, na placu głównym pod wieżą zaczęło się pojawiać coraz to więcej nie przypadkowych ludzi. Zaczął się tworzyć tłum wręcz identycznie ubranych mężczyzn i kobiet. Mundurowi zdążyli już wezwać posiłki na tę okazję i obstawić okolice. – Popatrzył na autystę z podziwem.
- Czytaj tylko to co podkreślone – dodał. Przerzucił wzrokiem kilka wersów i kontynuował
- Na skwerze znajdowało się bowiem teraz dziesięć tysięcy manifestujących mieszkańców oraz w liczbie łącznej dziesięciu tysięcy funkcjonariuszy prewencyjnych. Zabezpieczonych w hełmy, tarcze, pałki oraz gaz łzawiący. Ci, którzy gazu nie posiadali zabezpieczeni byli w broń na kule gumowe. – Spojrzenie stojącego nad nim spowodowało iż nie przerywał.
O planowej godzinie 23:23, na jednej z wież pojawił się mężczyzna. Starszy człowiek odziany w czarny skórzany płaszcz z łysą głową i oczami pełnymi nienawiści. Miał on swoim przemówieniem rozpocząć przemarsz i przekonać tłum zebranych i tych znajdujących się tam przypadkiem do własnego zdania, by uwierzyli w to co wierzy i podążyli za nim.
- Towarzysze w prawdzie! – zaczął starzec – Spotkaliśmy się tutaj by pokazać temu miastu i tym ludziom naszą siłę. – Mówił głośno i mimo odległości, która dzieliła go od reszty każdy słyszał doskonale słowa, a nie używał żądnych urządzeń nagłaśniających w tym celu. – Towarzysze w przekonaniach i wierzeniach! Jesteśmy to po to by zjednoczyć się tego wieczoru jak co rok i przejść z hasłem na ustach! – Przełknął ślinę. Gdyby stało się na tyle blisko by spojrzeć mu w oczy, dałoby się zobaczyć ten gniew i potęgę o których mówił – Pokażmy im gniew naszej rasy i naszego przekonania! Niech miasto, a potem całe miasto wie kim i po co istniejemy!
- Oj! – krzyknął ktoś z tłumu – Oj! Oj! – odkrzyknął tłum.
- OJ! – krzyknął zachrypniętym głosem przywódca.
Wraz z tym okrzykiem, bez flag, bez sztandarów ruszyli w towarzystwie stróżów uznanego prawa.
Tutaj przerwał mu krząknięciem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz