VIII –
Biel, czyli Prawdy zdradzenie / zakończenie
Pokój
bez drzwi i okien. Białe pomieszczenie z białym prostym stołem i zeszytem. (Tym
samym, w którym pisał powieść o nowo rosyjskim pułkowniku). Leżał na miękkiej
podłodze w śnieżnym ubraniu. Spodnie i koszulka w jednym kolorze, żadnych
sznurków, żadnego paska, ani guzików. Nawet nogi od stołu były jakieś giętkie.
Obudził
się w wyłożonym poduszkami pokoju bez okien i klamek, całość zlewała się w
jedną masę, kredowe ściany, kredowe podłogi, no i blat kredowobiały. Z letargu
wyrwało go mocne światło, któro nagle się włączyło. Brak było zegara, ani
kalendarza. Nie miał pojęcia gdzie, kiedy i po co jest, choć zeszyt na stole
wskazywał na obowiązek kontynuacji powieści, jednak pewności nie miał.
Podniósł
się z ziemi, podszedł do kajetu, przewrócił kartki. Nic. Tylko to co sam
zapisał. Żadnych wskazówek, żadnych instrukcji ni podpowiedzi.
-
Halo??? – zawołał rozglądając się po ścianach – jest tam ktoś?
Pomieszczenie
milczało.
Chodził
po pokoju nerwowo z kąta w kąt, dotykał ścian, podłóg, próbował znaleźć jakiejś
przerwy, jakiegoś odstępstwa. Macał między łączeniami poduszek, szukał
wentylatorów, drzwi. Nic. Niczego nie znalazł.
Usiadł
oparty o ścianę i czekał. Czekał i liczył na dalsze rozwikłanie się problemu.
Może to ci od Kenvetch mnie tu
wsadzili, a może to wszystko to urojenie jakich dużo od tygodnia?
Tygodnia??? Ile już tu siedzę,
dzień, dwa, a może kilka godzin. A może miesiąc?? Co było ostatnie? Tak.. Tak…
Ciemność. Ciemność i głusza. Kapelusz. Wredna śmiejąca się twarz…
Wariuję?
Wariuję.
A może to moje urojenia? Może
zamknąłem się w tym pokoju o białych ścianach i teraz świruję? Albo leżę w
łóżku i ten papieros nadal mi się pali, a ja się nie obudziłem, może obudzi
mnie znów pukanie Wariata do drzwi? Może znów Weronika mnie zaciągnie na łóżko,
może snów zagrają Sowy?
Co się tu dzieje? Ja tylko
przyjechał odpocząć i napisać powieść. Czy to takie złe? Co takiego złego
komukolwiek uczyniłem??
Tak! Użyłem jednego miejsca i
postaci kilka razy! Co w tym jest złego?? Ilu Artystów tak nie robi? Ilu
Pisarzy nie odzwierciedla Prawdy w fikcji? Fikcja to nic innego jak Prawda w
przenośni! Symbol! Metafora! Irrealizm, surrealizm! To zawsze realizm tylko, że
dla zaawansowanych!
Czemu tu jestem?
Większość śpi nadal, przez sen
się uśmiecha, a kto się zbudzi nie wierzy w przebudzenie.
Może śpię? A może to my wszyscy
śpimy!? I obudzimy się dopiero po śmierci, albo będziemy spać dalej? Kto to
wie? On to wie, On wie. Na pewno wie! Kto jak nie On wiedzieć będzie?
Szaleję! Szaleję?
Na pewno, Szaleję!!!
Śmieję się, bo szaleję!
-
Wstawać! – rozległ się nagle głos ze ściany – Śniadanie!
Wyrwany
z letargu mężczyzna podniósł się z podłogi, przypomniał o dziwacznym śnie, ale
wciąż znajdował się w białym pokoju, na jedynym meblu obok notatnika znajdowała
się teraz taca z plastikowymi naczyniami, w których przygotowana była strawa
dla lokatora.
Wiedział,
że musi jak najszybciej dowiedzieć się o co w tym wszystkich chodzi.
Poczuł
jednak wilczy głód. Usiadł więc przy potrawie i wpatrywał w dziwną mleczną
papkę. Kromkę ciemnego chleba, większy kubek z wodą oraz dwie niepodpisane
białe tabletki.
-
Czy tutaj wszystko musi być białe!? – krzyknął do ścian. Odpowiedziały mu
milczeniem – a gotować też nie umiecie Panie Ściany? – zamoczył usta w misce z
zupą.
O
sztućcach mógł zapomnieć, nie pozostało mu więc nic innego jak powrót do
dzieciństwa i dziecinnego sposobu spożywania pożywienia.
Kiedyś
na porządku dziennym jego życia było właśnie takie jedzenie.
Biała,
gęsta, mleczna breja, w kredowej walcowatej misce podanej na jasnoszarej tacce,
leżąca na bladolicym stole.
Zjadł,
albo raczej wchłonął pokarm i siedział. Otworzył sobie zeszyt spoglądał
poczytując napisane wcześniej fragmenty. Zastanawiał się, czy to wszystko ma
sens, wydawało mu się, iż to nie on to pisał, wydawało się dobre i podobne
jednak coś mu w charakterze i słowach nie pasował. Sam nie wiedział co…
I
tak nie miał nic ciekawszego do roboty.
Czytał.
*
-
Panie Writer. Ma pan gościa. – powiedział głos ze ściany po czym cząstka jednej
ze ścian uchylił się, a z cienia wyszła postać w codziennym ubraniu, mężczyzna.
Około dwudziestu dwóch lat.
-
Łukasz? – podniósł się z krzesła jednak usiadł gdy jego twarz nie okazała
żadnego uczucia na jego obecność. – Powiesz mi co tu się do cholery dzieje? –
oburzył się.
Chłopak
podszedł do stołu, stanął naprzeciw niemu, chwycił otwarty zeszyt nie odrywając
wzroku.
-
A jak sądzisz? – zadał mu pytanie, po czym sam odpowiedział – o to tu chodzi –
postawił mu przed oczami zapiski – o słowa, o twoje słowa. – zatrzymał monolog
– o to co piszesz i kiedy piszesz. Jak piszesz i… dla kogo piszesz.
- Dobrze, a czemu siedzę w pokoju
bez klamek i wpierdalam jakąś glutowatą breję? – wyjaśniał swoje położenie –
…więzicie mnie… – spojrzał w górny róg pokoju – …dałbyś mi chociaż fajka – to
zawsze stało na pierwszym miejscu jego wymagań dogodnego bytu.
-
Siedzisz tu, by łatwiej było cię kontrolować i mniej na ciebie wydawać. Byłeś
niesforny i teraz musisz ponieść tego konsekwencje.
-
Co ja wam zrobiłem?
-
Zdradziłeś, a to najgorsze co być może.
-
Nie zdradziłem! Ty zajebany idioto! To, że twój komputerowy mózg tak powiedział
to nie znaczy, że to prawda. – przetarł ślinę, którą sam się opluł. W oczach
chorego, zaczynał błyszczeć strach – Wydaje ci się, że się nie mylisz? Jesteś w
błędzie, tylko boisz się do tego przyznać i tu też się mylisz! Boisz się, a to
takie samo uczucie, a skoro czujesz… - usiadł pewnie widząc przerażenie w jego
spojrzeniu - …to i się mylisz. Teraz się boisz, prawda? – uśmiechnął się
delikatnie.
-
Bbbbbb….. bbbbb… - zaczął jęczeć, bełkotać i wić się. Upadł na podłogę. Pisarz
popijający wodę nie myślał o reakcji, śmiał się w duchu. Pokonał go, może nawet
przeciągną na swoją stronę, może w przyszłości, może już teraz.
Z
podłogi zaczął wydobywać się gęsty dym. Pisarz zerwał się na równe nogi,
zasłonił ręką twarz i czekał, wszedł szybko na stół zrzucając z niego naczynia
prosto na leżącego już nieruchomo, niepełnosprawnego psychicznie, starał się
pięścią wolnej ręki zerwać miękką powłokę, bezskutecznie.
Opadł
na podłogę. Zatruł się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz