wtorek, 25 grudnia 2012

X – Powroty


X – Powroty



Siedział na nowo w zadymionym przedziale zniszczonego pociągu. Pisarz w ścisku i zaduchu wypacał się do nie przytomności. Kochał się jak pies z kotem z tłumami. Do tego zablokowane okno i dym od papierosów.
Naprzeciw niego siedziały trzy osoby. Matka, syn i dziad. Zarówno rodzic jak i mężczyzna trzymali w dłoniach papierosy zatruwając dymem dziecko. Oboje zniszczeni od nadmiernego palenia. Gruba, brzydko umalowana kobieta zaciągała się wpatrując w swoje odbicie w szybie i wyglądała jakby liczyła sobie zmarszczki, bądź pryszcze – trudno ocenić. Nierówno podmalowane oczy czarną kredką i czerwone, popękane usta.
Pisarzyna zastanawiał jak można się z czymś takim… Nie, nie miał ochoty na rozmyślania tego kalibry, a co dopiero spłodzić potomstwo…
Straszne, skrzywił się po dłuższe obserwacji. Jednak dziecko nie było aż tak szkaradne, widocznie musiało wdać się w ojca.
Dziadek też nie było obrzydliwy, nie wliczając wielkiej czerwonej krosty nad okiem.
Autora słów zawsze przerażały takie detale, bo znając siebie nie wytrzymałby z wystającym kikutem, a przypadkowe zerwanie mogłoby skutkować nie najmilej dla jego osoby.
Miał mnóstwo zmarszczek i znamion jednak dodawały mu charakteru, a nie obrzydzało, w porównaniu do synowej.
W lustrze po drugiej stronie przedziału widział sąsiadów z kanapy. Siedziała obok niego para staruszków nie wyróżniających się specjalnie, nie palili jednak ani razu od kiedy pociąg ruszył, trapił go powód jazdy w pomieszczeniu tak zadymionym z braku głębszego powodu.
A może właśnie mieli powód…
- Przepraszam – odważył się na rozmowę.
Wszyscy członkowie podróży spojrzeli się na niego.
- Czemu państwo jadą w przedziale dla palących nie paląc? – skierował pytanie bezpośrednio wychylając się by obejmować wzrokiem obojga sąsiadów
- To proste – uśmiechnął się mężczyzna – lubimy się biernie zaciągać.
Odpowiedź była naprawdę zaskakująca, bowiem nigdy nie spotkał osób zaciągających się jedynie w sposób bierny, celowo. Kobieta widząc twarz chłopaka dodała:
- On żartował. – skazała kciukiem na męża – Po prostu skończyły nam się fajki – po czym oboje zarechotali.
Pisarz też się uśmiechnął i wrócił do pozycji z przed rozmowy.
Rozwikłał drobną zagadkę zwykłym pytaniem. Czuł się z tym lepiej.
Do stacji końcowej wpatrywał się w mijaną przestrzeń.
Dom. Drzewo. Krzak. Krzak. Dok. Drzewo. Ulica.
Jednak wszystko razem tworzyło obrazy podmiejskie, a czasami wręcz bezludne. Pokryte warstwą śniegu pola, a na około nich tak samo białe choinki. Porównywał pejzaże zimowe do tych, jakie mijał latem, bądź jesienią przemierzając te trasę.
Nie raz używał kolei, i nie raz przekraczał regiony, we wszystkich kierunkach. To było jego zajęcie – poznawanie. Poznawanie i zapisywanie. Zapisywanie prawdy przetworzonej na fikcje. Uwielbiał to. Był Pisarzem. Nie zwykłym pisarzem, który piszę dla pieniędzy, mimo iż robił to właśnie dla dobra materialnego, jednak czynił to głównie z czystej pasji. Zaspokojenia się wewnętrznie. Wypowiedzenia się w wielu sprawach, jakich bez pióra dyskusja stanowiłaby duży problem.
Mijał nieodśnieżone samochody, śliskie ulice, białe podwórza z równo przystrzyżonymi, łysymi krzewami. Dzieci bawiące się bezbarwnymi soplami. Zima! W listopadzie….
- Dworzec zwierzchni Stolicy – odezwał się głos z sufitu.
Koniec – pomyślał sobie – nareszcie – dodał wstając i sięgając po ciężką kurtkę pozostawianą na półce ponad głowami.
Po opuszczeniu pociągu nie wiedział co ze sobą zrobić. Miał kilka pomysłów jednak nie miał pojęcia, który okaże się najbardziej owocny. W ścianie budynku znajdowało się okienko. Podszedł do niego i zakupił średnich rozmiarów notesik i długopis.
Miał plan. Nie sprecyzowany i mało oczywisty, jednak zamierzał go dopełnić…
*
W kremowy płaszcz ubrana kobieta wysiadła z pociągu. Rozejrzała się na boki w poszukiwaniu informacji o ulicach znajdujących się nad nią. Przymrużyła oczy, poprawiła jasnobrązową torebkę i ruszyła w kierunku lewych schodów.
Pociąg odjechał wypełniając halę nieprzyjemnym dźwiękiem aktywnej maszyny łomoczącej o tory.
*
Po pociągu przetaczał się młody mężczyzna ubrany na wpół elegancko. Z pod czarnego swetra, biała koszula w szerokie krucze pasz tworzyła iluzję trudnego do sprecyzowania koloru. Miał dziwaczną twarz, głębokie oczodoły i nieduże, zielone oczy błąkające się w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca, obserwował pobieżnie otaczających ich współpasażerów. Przyglądał się podróżnym z zaciekawieniem, w prawej dłoni obracając nerwowo telefonem. Dłuższe ciemny blond włosy z grzywka na bok dodawały mu kobiecości, jasne dżinsowe spodnie i mokasyny również oraz noga na nogę założona.
*
Pociąg telepał i huczał nie dając pasażerom chwili spokoju w trakcie jazd, niektórzy zajęci sobą czytali elektroniczne egzemplarze książek, starsi członkowie jadącej społeczności preferowali tradycyjne lektury. Młodsi korzystali z nowoczesności, poczytywali na telefonach, cyfrowych wolumenach, inni przeglądaligazety jeszcze kolejni grali w gry wideo dostępne na ich cybernetycznych zabawkach.
*
Brązowowłosa kobieta przeszukiwała zawartość torebki. Duży, kasztanowy bagaż mieścił w sobie sporą zawartość jej dobytku. Na sobie miała długa, czarna, puchową kurtkę, a z pod nią różowo-szara chusta, skrywająca ciemnozieloną koszulka z dekoltem. Pod koszulką nie duże upięte w stanik piersi ledwie dostrzegalne pod zimowym zestawem odzieży wierzchniej.
Na prawym oku miała ciemnoróżowy bąbel. Osoba dostrzegająca szczegóły mogła dopatrzeć się degeneracji twarzy spowodowanej czynnym paleniem tytoniu, a co za tym zwykle szło wdychaniem smogu. Mimo tego makijaż skrywał większość niedoskonałości i nie wliczając oka oblicze miała ładne. Dobrze się prezentowała podczas powszedniej podróży.
*
Niski, szczupły mężczyzna z cienkimi papierosami w białej paczce skrytymi w lewej kieszeni ciepłej kurtki, wstał gdy przez megafon ogłoszono kolejny przystanek na jego  trasie.
Miał kwadratową, niezniszczoną, dokładnie ogoloną twarz. Stojące, ale ułożone krucze włosy, które po skierowaniu się ku wyjściu układał dłonią z pierścieniem na palcu serdecznym.
*
Koniec trasy kolei. Wszyscy pasażerowie jak na rozkaz powstali chwytając swoje manele i kierując się do drzwi.
Kiedy ostatni z jadących opuścił środek transportu wszystkie wrota zostały sprawdzone i zamknięte. Po zlustrowaniu przez obsługę, czy aby na pewno nikt nie zapomniał wysiąść z pojazdu.
Po krótkiej chwili ruszył z hukiem. Tory zadrżały.
*
Młoda o długich, mocnych włosach panna szła po peronie z bukietem czerwonych kwiatów, skierowanych w stronę ziemi, owiniętych w przezroczystą folię o złotym zwieńczeniem.
Oczekujący następnych przejazdów ludzie rozmawiali miedzy sobą w różnych jeżykach. Jednakże przeważał język narodowy. Kolejne pociągi stawały oraz odjeżdżały. Kolejni mężczyźni i kobiety przemierzali swoje ścieżki.
*
Para dojrzałych kochanków stała pod szerokim filarem obłożonym marmurem. Kobieta przygwożdżona przez ubranego w ciemnozieloną kurtkę do ud kochanka dawała szeptać sobie do ucha mile słowa o jej urodzie, o uczuciach i postanowieniach na wieczór. Uśmiechała się do niego i odpowiadała upewniając go w tym co oboje czują. Obejmowała go chwytając oburącz za głowę i namiętnie całując między tysiącami zwykłych nic nie znaczących dla nich ludzi
*
W sile wieku kobieta w ciemny róż odziana kierowała się wzdłuż peronu poprawiając swoją bawełniany beret.
Jej drogę przecinało wielu członków komunikacji miejskiej.
*
Dziewczyna od tyłu przypominająca płeć przeciwną, jednak z twarzy piękną i oddająca wszystko co powinna swemu żeńskiemu rodowi.
*
Starsza pani w jasnokremowym futrze do nóg dostojnie chodziła nie zważając na innych oczekujących i ich koleiny.
Pociągi przyjeżdżały i odjeżdżały.
*
Kolejka ruszyła, wszystkimi zatelepała siła odśrodkowa sprawiając iż wszyscy pasażerowie zrobili krok w przeciwnym kierunku do czoła maszyny.
*
Biedna kobieta ze zniszczoną twarzą i grubą, wysoką czapką na głowie, a także z tabliczką na piersi i kubeczkiem po daninę w dłoni składała pokłony modląc się o zdrowie, tych którzy dali, albo nie zechcieli, ofiarować jej kawałka swego bogactwa.
Mijali ją wszyscy, ale tylko nieliczni znaleźli się na gest podarowania jej nieznacznej ilości pieniędzy dzięki którym będzie mogła posilić się tego wieczoru.
*
Ciemnej karnacji mężczyzna z lekkim zarostem wpatrywał się w nazwę stacji w oczekiwaniu na kolejny środek transportu.
Ubrany w imitującą skórę, świecącą kurtkę ze ściągaczami u dołu. Trzymał w jednym ręku plastikową torbę w drugiej telefon z kablem wędrującym pod jego odzieniem wprost do uszu.
Przez elektryczność słyszał dźwięki nowoczesnej muzyki wschodu.
Ktoś biegł do zamykającego się już pociągu. Nie zdążył drzwi zamknęły się przed nim, a światełko nad nimi zapaliło się przestając migotać co oznaczać miało koniec przeładunku.
*
Mały, gruby chłopczyk ubrany od góry do dołu w regionalne moro i grubą, czarna czapkę, szedł podziemnymi tunelami rozglądając się na wszystkie strony na ludzi i banery reklamowe.  Poprawiał nerwowo cienki szalik spadający mu z szyi. Po tłustych policzkach spływał pot, a on wytrzeszczał paszczękę na otaczających go uczestników ruchu podziemnego. Zbiegł po schodach, prawie się nie przewróciwszy, i zniknął w jednym z wielu ukrytych pod ziemią pociągów.
*
W granatowe spodnie i brązowe lakierki ubrany stał twarzą do drzwi mężczyzna. Patrzył sobie sam w oczy i myślał. Jego osoba poruszana była przez siły działające na pojazd.
*
Długa stacja z rzeźbionymi ścianami, o kremowym kolorze, opływała w tłumy przechodniów.
Wysoki, łukowaty sufit z dziesiątkami żyrandoli wiszących w parach wzdłuż hali. Kwiaciaste wzory łączące drobne elementy w całość. Czerwono szaro czarna kamienna podłoga, po której stąpało wiele tysięcy stop naraz kiedy na peron wjeżdżały pociągi.
Hałas uderzania kół o szyny, pantofli o kamienie mieszały się z syrenami oznajmiającymi przyjazd nowego pojazdu wysadzającego pasażerów.
*
Zgrabne odsłonięte nogi wielu przypadkowych młodych kobiet, które stąpały po chodnikach w wysokich i cienkich obcasach. Jedne proste, drugie bardziej wyszukane, z różnych materiałów skonstruowane - skora, zamsz, eko materiały, czego dusza pragnęła. Wystarczyło zaledwie przysiąść na jednej z wielu law ustawionych wzdłuż filarów i patrzeć.
*
Długie, ruchome schody zabierały podróżujących z, lub, na powierzchnie globu wąskim tunelem oświetlonym dwoma rzędami kulistych latarni poustawianych między pasami schodów. Wielu w spokoju czekało aż dojadą na sam szczyt, inni pomagali sobie siłą własnych kończyn w celu przedostania się na szczyt szybciej
Górna hala kompleksu podziemnych pociągów również nie wyglądała na tanią. Wielkie mosiężne żyrandole oświetlających wnętrze pozbawione okien swoim blaskiem Ozdobione złotą farbą barierki z wytopionymi imitacjami wstęgowa, na które i tak nikt by uwagi nie zwrócił...
*
Stary, nieodremontowany budynek wyglądający na dom handlowy zagospodarowany i oddany do użytku betonowe bloki połączone żelaznymi nitami tworząc wysoką konstrukcję na dziewięć pięter pokryty został tylko na pierwszych dwóch poziomach ciemnym kamieniem by atrakcyjnie wygadał dla idących ulicą ludzi. Przy tej samej ulicy tyle że po drugiej stronie stał ładny jasny budynek z kolumnami,  oświetlony zielenią na jedynej z jego kopuł.
*
Ulica dosyć znana, po której szły dwie pary innej narodowości rozmawiających po ojczyźnianemu, szła też piąta osoba znająca ich język. Usłyszawszy zwolniła kroku patrząc spod kaptura na nich. Upewniwszy się ich tożsamości podeszła przywitać się, jednak na miłe powitanie nie napotkała. Jedynie jedna kobieta nieśmiało odpowiedziała po czym zapadła cicha. Z powodu braku jakiegokolwiek zainteresowania samotnik odszedł śmiejąc się z mało komunikatywnych ludzi po cichu. Przez dłuższą chwilę nie rozmawiali. Wznowili dialog miedzy sobą w okamgnieniu, ale piaty już był daleko przed nimi.
*
Na środku bulwaru stała postać. Przewyższająca swym wzrostem przechodniów. Ubrana w luźne, garniturowe spodnie, kamizelkę, marynarkę tego samego koloru. Trzymała ręce w kieszeni i z uśmiechem przyglądała się przechodzącym, którzy co jakiś czas starali się uchwycić postać na dłużej. Osobnik był na wpół łysy. Jedynie na potylicy rozkwitała bujna fryzura.
**
Szybkim ruchem zamknął niewielki notatnik zapisany w znacznej części po dzisiejszym dniu.
Postanowił przejść się po okolicach dworca, pojeździć koleją podziemną i zabawić się w grę z przed lat, czyli w opisywanie napotkanych przypadkiem ludzi, miejsc, sytuacji.
Uwieczniał w ten sposób fragment realnego świata. Nigdy nie myślał o wykorzystywaniu ćwiczeń w ostatecznych pracach jednak były mu inspiracją i natchnieniem w czasach pustki.
Zamknął notes i schował wraz z długopisem do bezpieczniej kieszeni wewnątrz odzienia by przypadkiem nie zagubić swoich kilkugodzinnych wzmianek o otoczeniu.
Rozejrzał się po okolicy w celu uświadomienia gdzie sobie jego przemarznięte kończyny go przywiały. Niedaleko stąd znajdowała się interesująca i dobrze znana mu restauracja. Postanowił zjeść dzisiaj ciepły posiłek, a za razem wyśmienity obiad.
Od tygodnia w końcu jego dieta ograniczała się do herbat, kanapek oraz papierosów tak więc miał prawo odreagować.
**
Kilka ulic bliżej, w stronę centrum znajdowała się w wysokiej kamienicy starodawna restauracja. Z kolumnami od frontu i dwiema identycznymi rzeźbami podtrzymującymi wyższe kondygnacje budynku. Dwóch mężczyzn z kamienia miało stare, strudzone twarze o pokręconych włosach i brodach. Przyklękali na prawe kolana, z dłońmi uniesionymi nad zgarbione plecy by utrzymać na sile swych skawalonych mięśniach ciężką konstrukcję. Ubrani w zwiewne togi zakrywające ich części intymne. Patrzyli prosto przed siebie bez większych emocji.
Pisarz stał przed frontalnymi, dwuczęściowymi, z ciemnego drewna drzwiami. Wrota zostały przeszklone, a szyby złączone cienkimi listewkami w kolorze złota, bardzo profesjonalnie i do przesytu, gdyby wcześniej tu nie jadał powiedziałby, iż to nie miejsce dla niego, jednak przez wzgląd na przeszłość nie czuje żadnego dyskomfortu przychodząc w to miejsce, cieszy się, ponieważ zna tutejsze potrawy, preferuje kuchnię tradycyjną, zmieszaną z odrobinką gotowania południowego i wschodniego.
Poprzez przezroczyste wejście wewnątrz restauracji prozaik widział mężczyzn i kobiety siedzących i zajadających się pysznymi strawami, rozmawiających między sobą i cieszących się chwilą. Jedni przyszli w grupach, bądź parami,  w spawach biznesowych, bądź rozrywkowych. Pomieszczenie nie było zatłoczone, ale także nie puste.
Dopalił bibułkę z tytoniem i ruszył  w kierunku zdobnych wierzei. Szybkim krokiem pokonał kilka schodków mijając kamienne posągi, łapiąc wielką klamkę uchylił drzwi i znalazł się w ciepłej, za ciepłej sali gdzie co chwilę przechodził mężczyzna, bądź kobieta w jednakowym luźnym stroju z fartuchem w pasie o dwóch kieszonkach. Uśmiechnięci podchodzili kolejno do gości, czasem z, czasem bez zastawy. Po ogromnej przestrzeni roznosiły się pyszne zapachy, a patrząc na niesione przez kelnerów strawy, aż gruczoły ślinotwórcze zaczynały pracować.
Po chwili oczekiwania podszedł do niego ubrany w czarny garnitur, z również kruczą koszulą pod spodem i czerwonym krawatem mężczyzna. Nieco odbiegał od całości obsługi jednak to jego zadaniem było zachęcenie klienta, po przez pierwszy kontakt, do odwiedzin lokalu.
- Dzień dobry, czym mogę służyć? – przywitał się uprzejmie.
- Nasza generacja odczuje… - zaczął
Gospodarz dokończył:
- …silny ból metafizyczny. – uśmiechnął się rozglądając po długim pomieszczeniu usłanym stołami – Zatem gdzie się Pan rozgości?
- W cieniu po lewej – zażartował – gdzieś w rogu i moglibyście obniżyć lekko temperaturę powietrza? – poczuł się gdy wypowiedziane zostało słowo „rozgościć”, i się rozgościł.
- Ależ oczywiście – zniknął mężczyzna na elegancko odziany, w zamian niego pojawiła się młoda dziewczyna w spiętych włosach blond.
- Proszę za mną – powiedziała bezpośrednio – mamy dziś niewielu gości, co da się zauważyć – zagadywała ekskluzywnego klienta – w końcu jeszcze nie ta pora, poczeka Pan kilka godzina, to dopiero będzie piekło – odwróciła się nie uzyskując odpowiedzi – dla nas, oczywiście – uśmiechnęła się.
- Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale nie jestem tu po raz pierwszy i wiem o tym  - odpowiedział po chwili ciszy – czy tu można palić?
- Pan, może. – odparła krótko nie ciągnąc zawodowego tematu.
Podeszli do ostatniego stołu otoczonego z trzech stron bordowymi kanapami. Na blacie stał już zestaw powitalny, karta dań oraz czasopismo dotyczące fantastyki – zgodnie z upodobaniami gościa.
- Za chwilę pojawię się w sprawie zamówienia.
- Dziękuję.
Kobieta w związanych włosach zniknęła za ladą prowadzącą do pomieszczenia dla personelu.
Pisarz nie przejmując się otaczającym go towarzystwem rozpalił dziesiątego już tego dnia papierosa zanurzając spojrzenie w eleganckiej, oprawionej miękką skórą karcie dań.
Na okładce u góry czarnymi, cieniutkim literami, wzorowanymi na pismo odręczne, słowo „Menu” oprawione w prostą ramkę.
W centralnym punkcie pierwszej strony znajdował się okrągły obrazek ze sztućcami na pierwszoplanowym miejscu oraz pejzażem gór w tle. Wszystko w czarno bieli tworząc prosty i wyrazisty znak firmowy. Owa marka miała pod sobą bowiem wiele tysięcy restauracji na całym globie, w prawie każdym kapitolu świata znajdowała się przynajmniej jedna ich siedziba gdzie każdy mógł przyjść i skosztować doskonałych potraw przygotowywanych ze świeżych i dobrej jakości produktów. Nie dało nazwać się tego miejsca najtańszym, jednakże na warunki popatrzywszy nie można powiedzieć, że nie ma za co płacić, a w porównaniu do innych lokali gastronomicznych w tym przedziale cenowym tutaj opłacało się przyjść najbardziej, zwłaszcza jako gość specjalny.
Cały teren zagospodarowany i wyznaczony dla klienteli to jedna ogromna sala mieszcząca sto jednakowych kwadratowych, jasno drewnianych stołów z od czterech do sześciu krzeseł przy każdym. W celu zaniedbania elegancji i stworzenia swojskości zaniechano obrusów, blaty nie były najnowsze, a przy za kupowaniu zostały dodatkowo postarzone poprzez pościeranie wierzchniej powłoki. Krzesła zrobione doskonale, na pozór obskurne, stare i niewygodne, w rzeczywistości przyjemne do dłuższych rozmów przy obiedzie, bądź kolacji. Wzdłuż ścian, z wyjątkiem tej z drzwiami i oknami, ciągnęły się komory z kanapami i podłużnymi stołami, każda oddzielona od siebie została cienką, lecz wysoką ścianką tworzącą bardziej intymną atmosferą. Na domiar tego po całym lokalu niosła się delikatna, nastrojowa muzyka zmieszana z nowoczesną.
Każdy siedzący w środku osobnik miał prawo do zamówienia jednego utworu z listy dostępnych, poza okresem kiedy na scenie w centrum pomieszczenia nikt nie występował.
Zwykle grały tam młode kapele muzyczne umilające jedzącym spotkanie, bądź w dni specjalne występy komików rozbawiających przybyszy swymi osobami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz