Siedział
na nowo w zadymionym przedziale zniszczonego pociągu. Pisarz w ścisku i zaduchu
wypacał się do nie przytomności. Kochał się jak pies z kotem z tłumami. Do tego
zablokowane okno i dym od papierosów.
Naprzeciw
niego siedziały trzy osoby. Matka, syn i dziad. Zarówno rodzic jak i mężczyzna
trzymali w dłoniach papierosy zatruwając dymem dziecko. Oboje zniszczeni od
nadmiernego palenia. Gruba, brzydko umalowana kobieta zaciągała się wpatrując w
swoje odbicie w szybie i wyglądała jakby liczyła sobie zmarszczki, bądź
pryszcze – trudno ocenić. Nierówno podmalowane oczy czarną kredką i czerwone,
popękane usta.
Pisarzyna
zastanawiał jak można się z czymś takim… Nie, nie miał ochoty na rozmyślania
tego kalibry, a co dopiero spłodzić potomstwo…
Straszne,
skrzywił się po dłuższe obserwacji. Jednak dziecko nie było aż tak szkaradne,
widocznie musiało wdać się w ojca.
Dziadek
też nie było obrzydliwy, nie wliczając wielkiej czerwonej krosty nad okiem.
Autora
słów zawsze przerażały takie detale, bo znając siebie nie wytrzymałby z
wystającym kikutem, a przypadkowe zerwanie mogłoby skutkować nie najmilej dla
jego osoby.
Miał
mnóstwo zmarszczek i znamion jednak dodawały mu charakteru, a nie obrzydzało, w
porównaniu do synowej.
W
lustrze po drugiej stronie przedziału widział sąsiadów z kanapy. Siedziała obok
niego para staruszków nie wyróżniających się specjalnie, nie palili jednak ani
razu od kiedy pociąg ruszył, trapił go powód jazdy w pomieszczeniu tak
zadymionym z braku głębszego powodu.
A
może właśnie mieli powód…
-
Przepraszam – odważył się na rozmowę.
Wszyscy
członkowie podróży spojrzeli się na niego.
-
Czemu państwo jadą w przedziale dla palących nie paląc? – skierował pytanie
bezpośrednio wychylając się by obejmować wzrokiem obojga sąsiadów
-
To proste – uśmiechnął się mężczyzna – lubimy się biernie zaciągać.
Odpowiedź
była naprawdę zaskakująca, bowiem nigdy nie spotkał osób zaciągających się
jedynie w sposób bierny, celowo. Kobieta widząc twarz chłopaka dodała:
-
On żartował. – skazała kciukiem na męża – Po prostu skończyły nam się fajki –
po czym oboje zarechotali.
Pisarz
też się uśmiechnął i wrócił do pozycji z przed rozmowy.
Rozwikłał
drobną zagadkę zwykłym pytaniem. Czuł się z tym lepiej.
Do
stacji końcowej wpatrywał się w mijaną przestrzeń.
Dom.
Drzewo. Krzak. Krzak. Dok. Drzewo. Ulica.
Jednak
wszystko razem tworzyło obrazy podmiejskie, a czasami wręcz bezludne. Pokryte
warstwą śniegu pola, a na około nich tak samo białe choinki. Porównywał pejzaże
zimowe do tych, jakie mijał latem, bądź jesienią przemierzając te trasę.
Nie
raz używał kolei, i nie raz przekraczał regiony, we wszystkich kierunkach. To
było jego zajęcie – poznawanie. Poznawanie i zapisywanie. Zapisywanie prawdy
przetworzonej na fikcje. Uwielbiał to. Był Pisarzem. Nie zwykłym pisarzem,
który piszę dla pieniędzy, mimo iż robił to właśnie dla dobra materialnego,
jednak czynił to głównie z czystej pasji. Zaspokojenia się wewnętrznie.
Wypowiedzenia się w wielu sprawach, jakich bez pióra dyskusja stanowiłaby duży
problem.
Mijał
nieodśnieżone samochody, śliskie ulice, białe podwórza z równo przystrzyżonymi,
łysymi krzewami. Dzieci bawiące się bezbarwnymi soplami. Zima! W listopadzie….
-
Dworzec zwierzchni Stolicy – odezwał się głos z sufitu.
Koniec – pomyślał sobie – nareszcie – dodał wstając i sięgając po
ciężką kurtkę pozostawianą na półce ponad głowami.
Po
opuszczeniu pociągu nie wiedział co ze sobą zrobić. Miał kilka pomysłów jednak
nie miał pojęcia, który okaże się najbardziej owocny. W ścianie budynku
znajdowało się okienko. Podszedł do niego i zakupił średnich rozmiarów notesik
i długopis.
Miał
plan. Nie sprecyzowany i mało oczywisty, jednak zamierzał go dopełnić…
*
W kremowy płaszcz ubrana kobieta
wysiadła z pociągu. Rozejrzała się na boki w poszukiwaniu informacji o ulicach
znajdujących się nad nią. Przymrużyła oczy, poprawiła jasnobrązową torebkę i
ruszyła w kierunku lewych schodów.
Pociąg odjechał wypełniając halę
nieprzyjemnym dźwiękiem aktywnej maszyny łomoczącej o tory.
*
Po pociągu przetaczał się młody
mężczyzna ubrany na wpół elegancko. Z pod czarnego swetra, biała koszula w
szerokie krucze pasz tworzyła iluzję trudnego do sprecyzowania koloru. Miał
dziwaczną twarz, głębokie oczodoły i nieduże, zielone oczy błąkające się w
poszukiwaniu odpowiedniego miejsca, obserwował pobieżnie otaczających ich współpasażerów.
Przyglądał się podróżnym z zaciekawieniem, w prawej dłoni obracając nerwowo
telefonem. Dłuższe ciemny blond włosy z grzywka na bok dodawały mu kobiecości,
jasne dżinsowe spodnie i mokasyny również oraz noga na nogę założona.
*
Pociąg telepał i huczał nie dając
pasażerom chwili spokoju w trakcie jazd, niektórzy zajęci sobą czytali
elektroniczne egzemplarze książek, starsi członkowie jadącej społeczności
preferowali tradycyjne lektury. Młodsi korzystali z nowoczesności, poczytywali
na telefonach, cyfrowych wolumenach, inni przeglądaligazety jeszcze kolejni
grali w gry wideo dostępne na ich cybernetycznych zabawkach.
*
Brązowowłosa kobieta
przeszukiwała zawartość torebki. Duży, kasztanowy bagaż mieścił w sobie sporą
zawartość jej dobytku. Na sobie miała długa, czarna, puchową kurtkę, a z pod
nią różowo-szara chusta, skrywająca ciemnozieloną koszulka z dekoltem. Pod
koszulką nie duże upięte w stanik piersi ledwie dostrzegalne pod zimowym
zestawem odzieży wierzchniej.
Na prawym oku miała ciemnoróżowy
bąbel. Osoba dostrzegająca szczegóły mogła dopatrzeć się degeneracji twarzy
spowodowanej czynnym paleniem tytoniu, a co za tym zwykle szło wdychaniem
smogu. Mimo tego makijaż skrywał większość niedoskonałości i nie wliczając oka
oblicze miała ładne. Dobrze się prezentowała podczas powszedniej podróży.
*
Niski, szczupły mężczyzna z
cienkimi papierosami w białej paczce skrytymi w lewej kieszeni ciepłej kurtki,
wstał gdy przez megafon ogłoszono kolejny przystanek na jego trasie.
Miał kwadratową, niezniszczoną, dokładnie
ogoloną twarz. Stojące, ale ułożone krucze włosy, które po skierowaniu się ku
wyjściu układał dłonią z pierścieniem na palcu serdecznym.
*
Koniec trasy kolei. Wszyscy
pasażerowie jak na rozkaz powstali chwytając swoje manele i kierując się do
drzwi.
Kiedy ostatni z jadących opuścił
środek transportu wszystkie wrota zostały sprawdzone i zamknięte. Po
zlustrowaniu przez obsługę, czy aby na pewno nikt nie zapomniał wysiąść z
pojazdu.
Po krótkiej chwili ruszył z
hukiem. Tory zadrżały.
*
Młoda o długich, mocnych włosach
panna szła po peronie z bukietem czerwonych kwiatów, skierowanych w stronę
ziemi, owiniętych w przezroczystą folię o złotym zwieńczeniem.
Oczekujący następnych przejazdów
ludzie rozmawiali miedzy sobą w różnych jeżykach. Jednakże przeważał język
narodowy. Kolejne pociągi stawały oraz odjeżdżały. Kolejni mężczyźni i kobiety
przemierzali swoje ścieżki.
*
Para dojrzałych kochanków stała
pod szerokim filarem obłożonym marmurem. Kobieta przygwożdżona przez ubranego w
ciemnozieloną kurtkę do ud kochanka dawała szeptać sobie do ucha mile słowa o
jej urodzie, o uczuciach i postanowieniach na wieczór. Uśmiechała się do niego
i odpowiadała upewniając go w tym co oboje czują. Obejmowała go chwytając
oburącz za głowę i namiętnie całując między tysiącami zwykłych nic nie
znaczących dla nich ludzi
*
W sile wieku kobieta w ciemny róż
odziana kierowała się wzdłuż peronu poprawiając swoją bawełniany beret.
Jej drogę przecinało wielu
członków komunikacji miejskiej.
*
Dziewczyna od tyłu przypominająca
płeć przeciwną, jednak z twarzy piękną i oddająca wszystko co powinna swemu
żeńskiemu rodowi.
*
Starsza pani w jasnokremowym
futrze do nóg dostojnie chodziła nie zważając na innych oczekujących i ich
koleiny.
Pociągi przyjeżdżały i
odjeżdżały.
*
Kolejka ruszyła, wszystkimi
zatelepała siła odśrodkowa sprawiając iż wszyscy pasażerowie zrobili krok w
przeciwnym kierunku do czoła maszyny.
*
Biedna kobieta ze zniszczoną
twarzą i grubą, wysoką czapką na głowie, a także z tabliczką na piersi i
kubeczkiem po daninę w dłoni składała pokłony modląc się o zdrowie, tych którzy
dali, albo nie zechcieli, ofiarować jej kawałka swego bogactwa.
Mijali ją wszyscy, ale tylko
nieliczni znaleźli się na gest podarowania jej nieznacznej ilości pieniędzy
dzięki którym będzie mogła posilić się tego wieczoru.
*
Ciemnej karnacji mężczyzna z
lekkim zarostem wpatrywał się w nazwę stacji w oczekiwaniu na kolejny środek
transportu.
Ubrany w imitującą skórę,
świecącą kurtkę ze ściągaczami u dołu. Trzymał w jednym ręku plastikową torbę w
drugiej telefon z kablem wędrującym pod jego odzieniem wprost do uszu.
Przez elektryczność słyszał
dźwięki nowoczesnej muzyki wschodu.
Ktoś biegł do zamykającego się
już pociągu. Nie zdążył drzwi zamknęły się przed nim, a światełko nad nimi
zapaliło się przestając migotać co oznaczać miało koniec przeładunku.
*
Mały, gruby chłopczyk ubrany od
góry do dołu w regionalne moro i grubą, czarna czapkę, szedł podziemnymi
tunelami rozglądając się na wszystkie strony na ludzi i banery reklamowe. Poprawiał nerwowo cienki szalik spadający mu
z szyi. Po tłustych policzkach spływał pot, a on wytrzeszczał paszczękę na
otaczających go uczestników ruchu podziemnego. Zbiegł po schodach, prawie się
nie przewróciwszy, i zniknął w jednym z wielu ukrytych pod ziemią pociągów.
*
W granatowe spodnie i brązowe
lakierki ubrany stał twarzą do drzwi mężczyzna. Patrzył sobie sam w oczy i
myślał. Jego osoba poruszana była przez siły działające na pojazd.
*
Długa stacja z rzeźbionymi
ścianami, o kremowym kolorze, opływała w tłumy przechodniów.
Wysoki, łukowaty sufit z
dziesiątkami żyrandoli wiszących w parach wzdłuż hali. Kwiaciaste wzory łączące
drobne elementy w całość. Czerwono szaro czarna kamienna podłoga, po której
stąpało wiele tysięcy stop naraz kiedy na peron wjeżdżały pociągi.
Hałas uderzania kół o szyny,
pantofli o kamienie mieszały się z syrenami oznajmiającymi przyjazd nowego
pojazdu wysadzającego pasażerów.
*
Zgrabne odsłonięte nogi wielu
przypadkowych młodych kobiet, które stąpały po chodnikach w wysokich i cienkich
obcasach. Jedne proste, drugie bardziej wyszukane, z różnych materiałów
skonstruowane - skora, zamsz, eko materiały, czego dusza pragnęła. Wystarczyło
zaledwie przysiąść na jednej z wielu law ustawionych wzdłuż filarów i patrzeć.
*
Długie, ruchome schody zabierały
podróżujących z, lub, na powierzchnie globu wąskim tunelem oświetlonym dwoma
rzędami kulistych latarni poustawianych między pasami schodów. Wielu w spokoju
czekało aż dojadą na sam szczyt, inni pomagali sobie siłą własnych kończyn w
celu przedostania się na szczyt szybciej
Górna hala kompleksu podziemnych
pociągów również nie wyglądała na tanią. Wielkie mosiężne żyrandole
oświetlających wnętrze pozbawione okien swoim blaskiem Ozdobione złotą farbą
barierki z wytopionymi imitacjami wstęgowa, na które i tak nikt by uwagi nie
zwrócił...
*
Stary, nieodremontowany budynek
wyglądający na dom handlowy zagospodarowany i oddany do użytku betonowe bloki
połączone żelaznymi nitami tworząc wysoką konstrukcję na dziewięć pięter
pokryty został tylko na pierwszych dwóch poziomach ciemnym kamieniem by
atrakcyjnie wygadał dla idących ulicą ludzi. Przy tej samej ulicy tyle że po
drugiej stronie stał ładny jasny budynek z kolumnami, oświetlony zielenią na jedynej z jego kopuł.
*
Ulica dosyć znana, po której szły
dwie pary innej narodowości rozmawiających po ojczyźnianemu, szła też piąta
osoba znająca ich język. Usłyszawszy zwolniła kroku patrząc spod kaptura na
nich. Upewniwszy się ich tożsamości podeszła przywitać się, jednak na miłe
powitanie nie napotkała. Jedynie jedna kobieta nieśmiało odpowiedziała po czym
zapadła cicha. Z powodu braku jakiegokolwiek zainteresowania samotnik odszedł
śmiejąc się z mało komunikatywnych ludzi po cichu. Przez dłuższą chwilę nie
rozmawiali. Wznowili dialog miedzy sobą w okamgnieniu, ale piaty już był daleko
przed nimi.
*
Na środku bulwaru stała postać.
Przewyższająca swym wzrostem przechodniów. Ubrana w luźne, garniturowe spodnie,
kamizelkę, marynarkę tego samego koloru. Trzymała ręce w kieszeni i z uśmiechem
przyglądała się przechodzącym, którzy co jakiś czas starali się uchwycić postać
na dłużej. Osobnik był na wpół łysy. Jedynie na potylicy rozkwitała bujna
fryzura.
**
Szybkim
ruchem zamknął niewielki notatnik zapisany w znacznej części po dzisiejszym
dniu.
Postanowił
przejść się po okolicach dworca, pojeździć koleją podziemną i zabawić się w grę
z przed lat, czyli w opisywanie napotkanych przypadkiem ludzi, miejsc,
sytuacji.
Uwieczniał
w ten sposób fragment realnego świata. Nigdy nie myślał o wykorzystywaniu
ćwiczeń w ostatecznych pracach jednak były mu inspiracją i natchnieniem w
czasach pustki.
Zamknął
notes i schował wraz z długopisem do bezpieczniej kieszeni wewnątrz odzienia by
przypadkiem nie zagubić swoich kilkugodzinnych wzmianek o otoczeniu.
Rozejrzał
się po okolicy w celu uświadomienia gdzie sobie jego przemarznięte kończyny go
przywiały. Niedaleko stąd znajdowała się interesująca i dobrze znana mu
restauracja. Postanowił zjeść dzisiaj ciepły posiłek, a za razem wyśmienity
obiad.
Od
tygodnia w końcu jego dieta ograniczała się do herbat, kanapek oraz papierosów
tak więc miał prawo odreagować.
**
Kilka
ulic bliżej, w stronę centrum znajdowała się w wysokiej kamienicy starodawna
restauracja. Z kolumnami od frontu i dwiema identycznymi rzeźbami
podtrzymującymi wyższe kondygnacje budynku. Dwóch mężczyzn z kamienia miało
stare, strudzone twarze o pokręconych włosach i brodach. Przyklękali na prawe
kolana, z dłońmi uniesionymi nad zgarbione plecy by utrzymać na sile swych
skawalonych mięśniach ciężką konstrukcję. Ubrani w zwiewne togi zakrywające ich
części intymne. Patrzyli prosto przed siebie bez większych emocji.
Pisarz
stał przed frontalnymi, dwuczęściowymi, z ciemnego drewna drzwiami. Wrota
zostały przeszklone, a szyby złączone cienkimi listewkami w kolorze złota,
bardzo profesjonalnie i do przesytu, gdyby wcześniej tu nie jadał powiedziałby,
iż to nie miejsce dla niego, jednak przez wzgląd na przeszłość nie czuje
żadnego dyskomfortu przychodząc w to miejsce, cieszy się, ponieważ zna tutejsze
potrawy, preferuje kuchnię tradycyjną, zmieszaną z odrobinką gotowania
południowego i wschodniego.
Poprzez
przezroczyste wejście wewnątrz restauracji prozaik widział mężczyzn i kobiety
siedzących i zajadających się pysznymi strawami, rozmawiających między sobą i
cieszących się chwilą. Jedni przyszli w grupach, bądź parami, w spawach biznesowych, bądź rozrywkowych.
Pomieszczenie nie było zatłoczone, ale także nie puste.
Dopalił
bibułkę z tytoniem i ruszył w kierunku
zdobnych wierzei. Szybkim krokiem pokonał kilka schodków mijając kamienne
posągi, łapiąc wielką klamkę uchylił drzwi i znalazł się w ciepłej, za ciepłej
sali gdzie co chwilę przechodził mężczyzna, bądź kobieta w jednakowym luźnym
stroju z fartuchem w pasie o dwóch kieszonkach. Uśmiechnięci podchodzili
kolejno do gości, czasem z, czasem bez zastawy. Po ogromnej przestrzeni
roznosiły się pyszne zapachy, a patrząc na niesione przez kelnerów strawy, aż
gruczoły ślinotwórcze zaczynały pracować.
Po
chwili oczekiwania podszedł do niego ubrany w czarny garnitur, z również kruczą
koszulą pod spodem i czerwonym krawatem mężczyzna. Nieco odbiegał od całości
obsługi jednak to jego zadaniem było zachęcenie klienta, po przez pierwszy
kontakt, do odwiedzin lokalu.
-
Dzień dobry, czym mogę służyć? – przywitał się uprzejmie.
-
Nasza generacja odczuje… - zaczął
Gospodarz
dokończył:
-
…silny ból metafizyczny. – uśmiechnął się rozglądając po długim pomieszczeniu
usłanym stołami – Zatem gdzie się Pan rozgości?
-
W cieniu po lewej – zażartował – gdzieś w rogu i moglibyście obniżyć lekko
temperaturę powietrza? – poczuł się gdy wypowiedziane zostało słowo
„rozgościć”, i się rozgościł.
-
Ależ oczywiście – zniknął mężczyzna na elegancko odziany, w zamian niego
pojawiła się młoda dziewczyna w spiętych włosach blond.
-
Proszę za mną – powiedziała bezpośrednio – mamy dziś niewielu gości, co da się
zauważyć – zagadywała ekskluzywnego klienta – w końcu jeszcze nie ta pora,
poczeka Pan kilka godzina, to dopiero będzie piekło – odwróciła się nie
uzyskując odpowiedzi – dla nas, oczywiście – uśmiechnęła się.
-
Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale nie jestem tu po raz pierwszy i wiem o
tym - odpowiedział po chwili ciszy – czy
tu można palić?
-
Pan, może. – odparła krótko nie ciągnąc zawodowego tematu.
Podeszli
do ostatniego stołu otoczonego z trzech stron bordowymi kanapami. Na blacie
stał już zestaw powitalny, karta dań oraz czasopismo dotyczące fantastyki –
zgodnie z upodobaniami gościa.
-
Za chwilę pojawię się w sprawie zamówienia.
-
Dziękuję.
Kobieta
w związanych włosach zniknęła za ladą prowadzącą do pomieszczenia dla personelu.
Pisarz
nie przejmując się otaczającym go towarzystwem rozpalił dziesiątego już tego
dnia papierosa zanurzając spojrzenie w eleganckiej, oprawionej miękką skórą
karcie dań.
Na
okładce u góry czarnymi, cieniutkim literami, wzorowanymi na pismo odręczne, słowo
„Menu” oprawione w prostą ramkę.
W
centralnym punkcie pierwszej strony znajdował się okrągły obrazek ze sztućcami
na pierwszoplanowym miejscu oraz pejzażem gór w tle. Wszystko w czarno bieli
tworząc prosty i wyrazisty znak firmowy. Owa marka miała pod sobą bowiem wiele
tysięcy restauracji na całym globie, w prawie każdym kapitolu świata znajdowała
się przynajmniej jedna ich siedziba gdzie każdy mógł przyjść i skosztować
doskonałych potraw przygotowywanych ze świeżych i dobrej jakości produktów. Nie
dało nazwać się tego miejsca najtańszym, jednakże na warunki popatrzywszy nie
można powiedzieć, że nie ma za co płacić, a w porównaniu do innych lokali
gastronomicznych w tym przedziale cenowym tutaj opłacało się przyjść
najbardziej, zwłaszcza jako gość specjalny.
Cały
teren zagospodarowany i wyznaczony dla klienteli to jedna ogromna sala
mieszcząca sto jednakowych kwadratowych, jasno drewnianych stołów z od czterech
do sześciu krzeseł przy każdym. W celu zaniedbania elegancji i stworzenia
swojskości zaniechano obrusów, blaty nie były najnowsze, a przy za kupowaniu
zostały dodatkowo postarzone poprzez pościeranie wierzchniej powłoki. Krzesła
zrobione doskonale, na pozór obskurne, stare i niewygodne, w rzeczywistości
przyjemne do dłuższych rozmów przy obiedzie, bądź kolacji. Wzdłuż ścian, z
wyjątkiem tej z drzwiami i oknami, ciągnęły się komory z kanapami i podłużnymi
stołami, każda oddzielona od siebie została cienką, lecz wysoką ścianką
tworzącą bardziej intymną atmosferą. Na domiar tego po całym lokalu niosła się
delikatna, nastrojowa muzyka zmieszana z nowoczesną.
Każdy
siedzący w środku osobnik miał prawo do zamówienia jednego utworu z listy
dostępnych, poza okresem kiedy na scenie w centrum pomieszczenia nikt nie
występował.
Zwykle
grały tam młode kapele muzyczne umilające jedzącym spotkanie, bądź w dni
specjalne występy komików rozbawiających przybyszy swymi osobami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz