W oczekiwaniu na zamówione jedzenie postanowił
wrócić do pisania o przygodach pułkownika Sokołowa schwytanego przez obrońców
ziem Polskich, które Nowa Rosja zaplanował zająć na nowo…
**
-
Wstajemy panie pułkowniku Ścierwo – napluł mu na twarz jakiś szeroki człowiek
ubrany na zielono z nożem przy pasie.
Mięśnie
pułkownika nie pozwalały mu na żadne gwałtowne ruchy. Mimo iż spał przez
ostatnie siedem godzin i psychicznie był w pełni świadom to jednak jego ciało
nie nadążało za trzeźwością i sprawnością ducha.
-
Wstawaj, mówię! – złapał go za szyję i postawił.
Sokołow
zdecydował się na wykorzystanie siły woli do zapanowania nad organizmem.
Zdecydował
się na atak. Zebrał to co zostało na kilka szybkich ruchów. Wiedział, że jedyne
co może zrobić to dostać i wykorzystać uzbrojenie przeciwnika.
Odczekał
chwilę po czym zaatakował rękę uwalniając się z uścisku, stanął twardo na
nogach i godząc w genitalia hardego mężczyznę wyrwał mu nóż i wbił w nachyloną
ku niemu głowę.
Purpura
trysnęła.
Trup
opadł ciężko na podłogę, a z rozdartej czaszki wylewała się ciemno czerwona
krew.
Pułkownik
stał na obu, miękkich, nogach próbując utrzymać równowagę, całkowicie goły. Nie
stać go było na włożenie wysiłku w przebranie się w ubranie trupa. Chwycił nóż
i ciężko, ślamazarnie ruszyły do kolejnego pomieszczenia. Zastanawiał go fakt
iż nikt nie przybył po odgłosach walki.
Zważając
na przeczucie zajrzał za framugę i dobrze, za ścianą czekał na niego uzbrojony
w karabin maszynowy osobnik niewiele różniący się od zabitego.
Nie
miał możliwości manewru, jedyna droga prowadziła przez drzwi, a za nimi
znajdował się wrogi, dobrze przygotowany przeciwnik.
Przez
ściany się nie przedostanie, a wyjście drzwiami to samobójstwo.
Mimo
wszystko musiał spróbować.
Chwycił
leżącego osobnika, postawił go na nogi i używając jako tarczy wysunął się do
następnego pokoju z przygotowanym nożem bojowym do rzutu.
Wychylił
tarczę, lecz strzały nie padły, tak samo gdy stał już na środku podłużnego
pomieszczenia. między oboma żywymi stał trup, ani jeden, ani drugi nie zaczęli
strzelać. Sokołow postanowił na to iść plecami za pierwszy, lepszy zakręt w
celu ucieczki.
Szedł
trzymając zwłoki w jednej ręce a nóż w drugiej, tak na wszelki wypadek. Na
prostopadły korytarz natrafił po chwili. Położył pod ścianą trupa i jak
najszybciej potrafił biegł w stronę drzwi naprzeciw niemu trzymając na wszelaki
wypadek nóż w gotowości. Tunel ciągnął się niesamowicie, a żołnierzowi
zaczynało robić się słabo. Czuł, że słabnie i nawet jego siła umysłu nie
powstrzyma go przed upadkiem, jednak dopóki biegł i myślał, dopóty miał małą
szansę na ucieczkę.
Drzwi
na samym końcu przejścia stały otworem. Przebiegł przez nie i zatrzasnął.
Dotarł
do kolejnego pomieszczenia bez okien oraz innych wyjść. Nie pozostało mu nic innego jak czekać na
przybycie bezmózgiego bojownika i obezwładnienie go zabierając uzbrojenie oraz
jakieś odzienie… Bieganie jak Adam po Edenie nie wchodziło w zakres jego
ulubione zajęcia.
Zamek
zabrzmiał po chwili, lecz wejście nie uchyliło się. Mechanizm zawarczał.
Zamknęli go… Został zamknięty… Znów był uwięziony…
Tym
razem miał nóż. Co mu jednak po nożu gdy do pokoju wejdzie dziesięciu
uzbrojonych przeciwników, a on ledwo ruszał palcem. Nie podda się, wolał tam
zginąć niż powiedzieć o czymkolwiek.
Światło
przez niego zapalone kilka chwil temu zgasło…
- Блять… - zaklął po cichu pogrążony w
ciemnościach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz