wtorek, 25 grudnia 2012

XI – Przeszłość / Początek


XI – Przeszłość / Początek



Pisarz przeglądał kolejne strony z karty dań sącząc czerwone, pół słodkie wino w oczekiwaniu na obsługującą go kelnerkę.
Już od czasu przybycia do restauracji wiedział co zamówi i co będzie jadł. W końcu to tu powstawały jego pierwsze poważne powieści przy najlepszych,  dla jego gustów, potrawach. Zasiadał przy stole, zamawiał niskoprocentowe alkohole, do tego porządny, sycący posiłek i pisał co mu do głowy przychodziło. Czasami natchniony muzyką, jeszcze innym razem otaczającymi go ludźmi, jeszcze niekiedy po prostu posiłkami.
Nigdy nie zapomni jedynego razu gdy do stolika blisko sceny, przy którym pisząc powieść zajadał się befsztykiem, dosiadł się niezapowiedziany wizytator będący dla niego prorokiem i mistrzem słowa przez następne lata. Nauczył go jak, w jak najkrótszym czasie, pisać jak najwięcej, na jak najlepszym poziomie. Brakowało mu pieniędzy oraz weny, od tamtego czasu potrafił napisać dzieło wielostronicowe w ciągu jednej doby. Z lub bez jakiegokolwiek natchnienia.
Tajemniczy mężczyzna, na oko patrząc, dwa razy starszy od Writera ubrany najnormalniej w świecie, wyglądał także nieszczególnie specjalnie. Czarne włosy z głębokimi zakolami na czole, zarost pod nosem, wąskie usta, szerszy nos. Ubrany w sweter, płócienne spodnie, z laską, jedynym wyróżniającym go z tłumu atrybutem, na której podtrzymywał krok lewej nogi.
Przysiadł się bez pytania, nic nie mówił, czekał, aż pisarz pierwszy się zapyta z jakiej racji przeszkadza mu w spisywaniu słów oraz południowym posiłku. Bez głębszej mimiki siedział oczekując na zainteresowanie właściciela stoliku.
Chwilę się im zeszło nim wymienili poglądy oraz przyczyny posiadywania w jednej z lepszych restauracji na świecie. Pisarz pierwszy się odezwał. Jednak nie na temat „jakim prawem”, a dlaczego.
Senior odparł mu, że lubi pisać i zauważył bratnią duszę. Dał do zrozumienia, iż chciałby się zaznajomić z treścią jego notatek na co niedoświadczony i amatorski, jeszcze wtedy, prozaik zgodził się bez żadnego ale i na sam koniec opłaciło mu się to niezmiernie. Kto nie chciałby zostać zaczepiony przez tak uzdolnionego Literata posiadającego takie zdolności składania słów tworząc z nich spójny, interesujący komplet?
Senior po kilkunastu minutach rozmowy przerywanej na czytanie fragmentów zamówił sobie butelkę lekko gazowanej wody i zapytał się bezpośrednio Pisarzyny czy nie chciałby się nauczyć pisać efektowniej, co nie do końca zrozumiał młodzieniec, lecz po dalszym dialogu przy wodzie i alkoholu, pojął przesłanie starszego doświadczeniem i zgodził się.
Na jego zapał Literata zareagował uśmiechem oraz podał mu na serwatce zapisany adres, a także godzinę spotkania.
No i w ten sposób zaczęła się jego przygoda z pisaniem przy klepsydrze, a potem skryte powieści pod wieloma nazwiskami publikowane.
Spotykali się dzień w dzień – święto czy nie święto, o tej samej porze, w tym samym miejscu, na tych samych kanapach i pisali. On swoje, Pisarz swoje. Potem dzielili się słowami, z początku Writer nie potrafił napisać ułamka tego co tworzył Literata, jednak z każdym spotkaniem przychodziło mu to z większą łatwością, aż po wielu dniach pracy dogonił starego. Udawało mu się pisać powieść na dzień, ale mimo wszystko nie zawsze miał takie dni. Potrafił, ale potrzebował motywacji oraz samo zapału i tego co zwie się w jego kręgach Muzą.
Lecz, kiedy Muza nawiedzała jego wyzuty z sił i słów umysł napełniając na nowo go pomysłami, wtedy mało kto dorównywał jego słowom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz