czwartek, 8 listopada 2012

Dzień ósmy - koniec, jednego początku? - Na dobry początek - 1/8 minimum na dzień - kocham pisać, tylko mam mało czasu na te kochanie - 13 925


- Wystarczy ci – przebudziłem się ze snu. Odetchnąłem gwałtowanie łapiąc jak najwięcej powietrza.
Po tych halucynacjach nie byłem pewien tego co prawdziwe, a tego co nie, lecz to chyba prawdziwym było.
- Żeby mi to było jasne, jutro wrócimy do ciebie – zatrzymał się w trakcie nerwowego chodu – jeśli nie wyśpiewasz nam wszystkiego to skończy się babci sranie – znów się zatrzymał, był definitywnie rozdrażniony – i  poleżysz sobie  na tym stole dłużej niż dziesięć minut, a to nie będzie przyjemne. Uwierz.
Dziesięć minut?
- i żeby nie było od dzisiaj masz się do mnie zwracać Panie Sierżancie Sierpniowy. Skończyło się cackanie.
Wyszedł trzaskając drzwiami.
- czego wy właściwie chcecie ode mnie? – zachrypiałem
- Zamknij się – chlasnął mnie po twarzy – nikt cię teraz nie pyta. – Miałeś już swój czas –Znów zostałem uśpiony.
Spałem jak zabity.
Kiedy się obudziłem na dworze było już ciemno. Za drzwiami wciąż świeciło się światło, teraz dostrzegłem, że drzwi są wzmacniane, pilnowali mnie, założę się, iż na dworze marznie sobie dwóch upitych strażników, a obok w pokoju kolejnych dwóch, może trochę bardziej przytomnych. Największym plusem ’przerwy’ było to, że mnie rozwiązali, mogłem sobie teraz na spokojnie pomyśleć i rozprostować się. Po tylu godzinach w bezruchu było to niczym błogosławieństwo. Gdzieś w kącie znalazłem mój notes, dziwne, ja bym im zabrał. Notes plus długopis równa się garota(taki jak mój, drucikiem złożony) plus ostrze.
Dlatego teraz siedzę i piszę. Jeśli to czytasz. Znaczy, że żyję.
Jurij Sokolow 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz