-
Wystarczy ci – przebudziłem się ze snu. Odetchnąłem gwałtowanie łapiąc jak
najwięcej powietrza.
Po
tych halucynacjach nie byłem pewien tego co prawdziwe, a tego co nie, lecz to
chyba prawdziwym było.
-
Żeby mi to było jasne, jutro wrócimy do ciebie – zatrzymał się w trakcie
nerwowego chodu – jeśli nie wyśpiewasz nam wszystkiego to skończy się babci
sranie – znów się zatrzymał, był definitywnie rozdrażniony – i poleżysz sobie na tym stole dłużej niż dziesięć minut, a to
nie będzie przyjemne. Uwierz.
Dziesięć
minut?
-
i żeby nie było od dzisiaj masz się do mnie zwracać Panie Sierżancie
Sierpniowy. Skończyło się cackanie.
Wyszedł
trzaskając drzwiami.
-
czego wy właściwie chcecie ode mnie? – zachrypiałem
-
Zamknij się – chlasnął mnie po twarzy – nikt cię teraz nie pyta. – Miałeś już
swój czas –Znów zostałem uśpiony.
Spałem
jak zabity.
Kiedy
się obudziłem na dworze było już ciemno. Za drzwiami wciąż świeciło się
światło, teraz dostrzegłem, że drzwi są wzmacniane, pilnowali mnie, założę się,
iż na dworze marznie sobie dwóch upitych strażników, a obok w pokoju kolejnych
dwóch, może trochę bardziej przytomnych. Największym plusem ’przerwy’ było to,
że mnie rozwiązali, mogłem sobie teraz na spokojnie pomyśleć i rozprostować
się. Po tylu godzinach w bezruchu było to niczym błogosławieństwo. Gdzieś w
kącie znalazłem mój notes, dziwne, ja bym im zabrał. Notes plus długopis równa
się garota(taki jak mój, drucikiem złożony) plus ostrze.
Dlatego
teraz siedzę i piszę. Jeśli to czytasz. Znaczy, że żyję.
Jurij Sokolow
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz