Obudziło go natarczywe stukanie w
drzwi wejściowe.
Otworzył oczy, pomrugał by oswoić
się z taką ilością światła na raz. Został brutalnie przebudzony co bardzo mu
się nie spodobało. Obejrzał się na boki, przypomniał sobie, iż nie znajduję się
w swoim starym, podniszczonym pokoju, a
w nowym – wynajętym i wyremontowanym mieszkanku. Rozluźnił się trochę.
Stukanie do drwi jednak nie
dawało mu spokoju. Ktoś po drugiej stronie przejścia rytmicznie uderzał w
drewno tworząc wgniecenia. Poczuł, że coś jest w kąciku jego ust. Wymacał.
Podniósł się próbując uniknąć zabrudzenia. Nieudolnie. Brodę, koszulkę oraz
palec wskazujący prawej ręki miał teraz w popiele, a pukanie wciąż takie samo nie
ustępowało. Nie zwolniło, nie przyspieszyło. Nie cichło, ani nie narastało.
Były stałe.
Irytowało to lokatora, ale
zignorować nie mógł niespodziewanego gościa, ponieważ wyglądało, że gość nie
zamierzał zignorować jego ignorancji, tak więc podniósł się z trudem do pozycji
siedzącej, włożył buty na nogi. Zaobserwował herbatę, którą wypił na raz i
poszedł.
- Idę! – powiedział przeciągle.
Po chwili, stukanie umilkło.
Powieściopisarz stanął w miejscu
zaskoczony, choć w momencie kiedy stanął i przestał zbliżać się do drzwi.
Pukanie ponowiło się, ruszył kroki dwa, zamilkło. Za każdym razem gdy robił
ruch, w kierunku wejścia niepokojące stukanie milkło, lecz gdy robił sobie
przerwę ono napoczynało raz jeszcze. Dokładnie tak, jakby osoba z przeciwnej
strony wiedziała kiedy się zatrzymuje i stara się doprowadzić do skutecznego
otwarcia mieszkania.
W końcu dotarł do drzwi, spojrzał
przez wizjer i zobaczył mężczyznę w jego wieku, choć był on dziwny, stwarzał
takie wrażenie.
- Kto tam? – mosiężnym głosem
powiedziała postać zza drzwi. Writerowi, aż uszy stanęły dęba. Osoba
przychodząca do niego, o takiej porze, stukająca przez dłuższy czas w drzwi w
tak irytujący sposób jakich mało, i na dodatek pyta się kto jest po drugiej
stronie.
- To ja się, kurwa, pytam ‘kto
tam’? – zdenerwowany pisarz wybucha i mówi do człowiek po drugiej stronie.
Mężczyzna ma czarne rzadkie
włosy, szorstką i pomarszczoną cerę, duże okulary i ubranie sportowe. Wyglądał
jak para nieszczęść, albo i dwie.
- Stoi pan na moim chodniczku,
mógłby pan zdjąć buty – te słowa dobiły go doszczętnie, już miał ochotę
otworzyć drzwi i w łoić przybyszowi, aż potrzebował papierosa, ale przecież nie
mógł teraz wrócić się do kuchni gdzie zostawił resztę tytoniowych ruloników.
- Skąd wiesz, że stoję na
chodniku i, że jestem w butach?
- Ponieważ jest pan w moim domu.
– człowiek mówił wszystko w taki sam sposób, bez żadnej intonacji, bez głośniej
lub ciszej wyeksponowanych słów – dokładnie jak ze stukaniem, wszystko na jeden
rytm – czy ja mógłbym wejść do własnego mieszkania?
Writer ufając intuicji otwiera
drzwi nieznajomemu. Człowiek w rzeczywistości jest niższy, ale chyba i starszy
niż przez szklane oko.
- Mógłby mi pan wyjaśnić co tu
robi? – lokator pyta nowoprzybyłego – Wczoraj wynająłem ten lokal i za niego
mam zamiar dziś zapłacić, a jeszcze jutro i przez najbliższy miesiąc mieszkać.
- To niemożliwe – rozmówca zaczął
wpatrywać się centralnie przed siebie, gdzieś w dal – ja tu mieszkam, od wielu
lat, z moją mamą, która za dwa tygodnie umrze.
- Czemu tak mówisz, i ile masz
lat, że mieszkasz z matką? – zszokowany tym co zaszło, zaprosił mężczyznę do
kuchni, samemu rozglądając się po klatce nim zamknął drzwi na zamek.
- Czy pan tu palił?- usiadł na
jednym z krzeseł.
- Tak. To moje nowe mieszkanie i
mam do tego prawo, a ty zaraz mi wyjaśnisz co tu robisz i czemu przerwałeś mi
sen pukaniem.
- Jestem mieszkańcem tego
mieszkania od lat dwudziestu czterech. Od kiedy się tu urodziłem, matka
zrodziła mnie w domu, bo bała się szpitali. Od tego czasu mieszkam z nią.
- A ojciec? – powiedział to
zapalając papierosa
- Niech pan tu nie pali, matka
nie może wdychać dymu! – powiedział, tak samo jak zawsze, sucho. – Ojciec nas
zostawił chwilę po moim urodzeniu
- Tu nie ma twojej matki, synku,
a to nie twoje mieszkanie – dał mu do zrozumienia siadając naprzeciw niego.
- Ależ jest, w tym dużym pokoju,
o tamtym – pokazał wzrokiem zamknięte pomieszczenie.
Nasza nowo poznana persona
porządnie wystraszyła prozaika z rana. Zaczął wierzyć w historię przybysza.
- Możesz mi wytłumaczyć, wszystko
jasno i wyraźnie. Może zaczniesz od powiedzenia mi jak się nazywasz?
- Łukasz. Mam lat 24, mieszkam na
piętrze drugim… - nie dane mu było dokończyć tego zdania
- Idioto! – wrzasnął podrywając
się z krzesła. Po czym opanował się, usiadł i powiedział – a teraz idź do
drzwi, otwórz zamek i spójrz na numer na górze drzwi.
Osoba poszła i zobaczyła numer 7.
- Ale przecież, ale, no ale – zaczął
się jąkać.
- Jesteś na piętrze trzecim,
liczyć nie umiesz do trzech?
- Umiem – pochwalił się – trzy,
dwa, jeden.
- Masz coś z głową, kolego?
Na te słowa Łukasz przestraszony,
zasłaniając głowę rękoma.
- No choć, zaprowadzimy cię do
mamusi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz