poniedziałek, 5 listopada 2012

Dzień piąty - co ja biorę - Tatuś ma imieniny, a ja się uczę - 9568


Obudziło go natarczywe stukanie w drzwi wejściowe.
Otworzył oczy, pomrugał by oswoić się z taką ilością światła na raz. Został brutalnie przebudzony co bardzo mu się nie spodobało. Obejrzał się na boki, przypomniał sobie, iż nie znajduję się w swoim starym, podniszczonym pokoju,  a w nowym – wynajętym i wyremontowanym mieszkanku. Rozluźnił się trochę.
Stukanie do drwi jednak nie dawało mu spokoju. Ktoś po drugiej stronie przejścia rytmicznie uderzał w drewno tworząc wgniecenia. Poczuł, że coś jest w kąciku jego ust. Wymacał. Podniósł się próbując uniknąć zabrudzenia. Nieudolnie. Brodę, koszulkę oraz palec wskazujący prawej ręki miał teraz w popiele, a pukanie wciąż takie samo nie ustępowało. Nie zwolniło, nie przyspieszyło. Nie cichło, ani nie narastało. Były stałe.
Irytowało to lokatora, ale zignorować nie mógł niespodziewanego gościa, ponieważ wyglądało, że gość nie zamierzał zignorować jego ignorancji, tak więc podniósł się z trudem do pozycji siedzącej, włożył buty na nogi. Zaobserwował herbatę, którą wypił na raz i poszedł.
- Idę! – powiedział przeciągle. Po chwili, stukanie umilkło.
Powieściopisarz stanął w miejscu zaskoczony, choć w momencie kiedy stanął i przestał zbliżać się do drzwi. Pukanie ponowiło się, ruszył kroki dwa, zamilkło. Za każdym razem gdy robił ruch, w kierunku wejścia niepokojące stukanie milkło, lecz gdy robił sobie przerwę ono napoczynało raz jeszcze. Dokładnie tak, jakby osoba z przeciwnej strony wiedziała kiedy się zatrzymuje i stara się doprowadzić do skutecznego otwarcia mieszkania.
W końcu dotarł do drzwi, spojrzał przez wizjer i zobaczył mężczyznę w jego wieku, choć był on dziwny, stwarzał takie wrażenie.
- Kto tam? – mosiężnym głosem powiedziała postać zza drzwi. Writerowi, aż uszy stanęły dęba. Osoba przychodząca do niego, o takiej porze, stukająca przez dłuższy czas w drzwi w tak irytujący sposób jakich mało, i na dodatek pyta się kto jest po drugiej stronie.
- To ja się, kurwa, pytam ‘kto tam’? – zdenerwowany pisarz wybucha i mówi do człowiek po drugiej stronie.
Mężczyzna ma czarne rzadkie włosy, szorstką i pomarszczoną cerę, duże okulary i ubranie sportowe. Wyglądał jak para nieszczęść, albo i dwie.
- Stoi pan na moim chodniczku, mógłby pan zdjąć buty – te słowa dobiły go doszczętnie, już miał ochotę otworzyć drzwi i w łoić przybyszowi, aż potrzebował papierosa, ale przecież nie mógł teraz wrócić się do kuchni gdzie zostawił resztę tytoniowych ruloników.
- Skąd wiesz, że stoję na chodniku i, że jestem  w butach?
- Ponieważ jest pan w moim domu. – człowiek mówił wszystko w taki sam sposób, bez żadnej intonacji, bez głośniej lub ciszej wyeksponowanych słów – dokładnie jak ze stukaniem, wszystko na jeden rytm – czy ja mógłbym wejść do własnego mieszkania?
Writer ufając intuicji otwiera drzwi nieznajomemu. Człowiek w rzeczywistości jest niższy, ale chyba i starszy niż przez szklane oko.
- Mógłby mi pan wyjaśnić co tu robi? – lokator pyta nowoprzybyłego – Wczoraj wynająłem ten lokal i za niego mam zamiar dziś zapłacić, a jeszcze jutro i przez najbliższy miesiąc mieszkać.
- To niemożliwe – rozmówca zaczął wpatrywać się centralnie przed siebie, gdzieś w dal – ja tu mieszkam, od wielu lat, z moją mamą, która za dwa tygodnie umrze.
- Czemu tak mówisz, i ile masz lat, że mieszkasz z matką? – zszokowany tym co zaszło, zaprosił mężczyznę do kuchni, samemu rozglądając się po klatce nim zamknął drzwi na zamek.
- Czy pan tu palił?- usiadł na jednym z krzeseł.
- Tak. To moje nowe mieszkanie i mam do tego prawo, a ty zaraz mi wyjaśnisz co tu robisz i czemu przerwałeś mi sen pukaniem.
- Jestem mieszkańcem tego mieszkania od lat dwudziestu czterech. Od kiedy się tu urodziłem, matka zrodziła mnie w domu, bo bała się szpitali. Od tego czasu mieszkam z nią.
- A ojciec? – powiedział to zapalając papierosa
- Niech pan tu nie pali, matka nie może wdychać dymu! – powiedział, tak samo jak zawsze, sucho. – Ojciec nas zostawił chwilę po moim urodzeniu
- Tu nie ma twojej matki, synku, a to nie twoje mieszkanie – dał mu do zrozumienia siadając naprzeciw niego.
- Ależ jest, w tym dużym pokoju, o tamtym – pokazał wzrokiem zamknięte pomieszczenie.
Nasza nowo poznana persona porządnie wystraszyła prozaika z rana. Zaczął wierzyć w historię przybysza.  
- Możesz mi wytłumaczyć, wszystko jasno i wyraźnie. Może zaczniesz od powiedzenia mi jak się nazywasz?
- Łukasz. Mam lat 24, mieszkam na piętrze drugim… - nie dane mu było dokończyć tego zdania
- Idioto! – wrzasnął podrywając się z krzesła. Po czym opanował się, usiadł i powiedział – a teraz idź do drzwi, otwórz zamek i spójrz na numer na górze drzwi.
Osoba poszła i zobaczyła numer 7.
- Ale przecież, ale, no ale – zaczął się jąkać.
- Jesteś na piętrze trzecim, liczyć nie umiesz do trzech?
- Umiem – pochwalił się – trzy, dwa, jeden.
- Masz coś z głową, kolego?
Na te słowa Łukasz przestraszony, zasłaniając głowę rękoma.
- No choć, zaprowadzimy cię do mamusi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz