wtorek, 6 listopada 2012

Dzień szósty - znów sie nie wyrobiłem - teraz już jestem na zero - Jutro muszę pisać, pisać i pisać - Coraz mnie czasu - 11 493


Siedział na swoim miejscu popijając napar herbaciany. Staruszka wysunęła się powolutku, z pełną szklanką napoju, z pokoju Łukasza. Zdawała się być zmartwiona.

Wariował. Na pewno. Tym razem przed twarzą mieniły mu się wszystkie kolory. Poczynając od mrocznych czerni, przechodząc przez krwawe czerwienie, dochodząc do  nienaturalnie fioletowych fioletów.
Mieniący się tysiącami kolorów kształt zaczynał się formować. Zaczynał przypominać postać. Dziwną postać, wielokolorową postać z formy przypominającą człowieka.  Osoba zbliżała się do niego powolnym krokiem, zaczynał ją dostrzegać coraz bardziej.
Niepokój. Nie czuł ciała. Był gdzie był. Ledwie umysłem.
Kobieta. To na pewno egzystowała kobieta. Zbliżała się coraz bardziej.
Szczupła, wysoka. W długiej sukni, aż do nóg. Sunęła w jego kierunku, spokojnie, z gracją. Naga, lecz nie przypominała ludzkiej kobiety. Miała jej ciało, ale niewiasta nie jest ze złota, nie posiada włosów o wszystkich kolorach tęczy, nie przemieszcza się nie poruszając ani trochę swym ciałem.
 - Młody człowieku – z transu otrząsnęła go Elżbieta – chciałabym zapytać co się stało dziś rano, w jaki sposób poznałeś mojego syna i dlaczego siedzi teraz zamknięty w sobie na łóżku i nie chce ze mną rozmawiać?
- Przyszedł. Obudził mnie. Wydał się… dziwny. Zaczął opowiadać historię o mieszkaniu. O pani. Zdenerwował po czym zmartwił reakcją. – Złapał oddech spoglądając kobiecie w oczy wydały się tak młode, żywe i świeże. Jak ślepia niemowlęcia. Czyste, nie używane wręcz.  – Mogłaby pani mi to wytłumaczyć, ponieważ okazałem mu dobroć odprowadzając go tu. Równie dobrze mogłem na policję zadzwonić w sprawie wtargnięcia
- A czy go pan nie wpuścił przypadkiem?
- Tak. Po tym jak dwadzieścia minut uderzał w drzwi.
- Dobrze więc.  – ułożyła sobie w głowie coś i zaczęła – a moglibyśmy przejść się na spacer? Od tego zaduchu rozbolała mnie już głowa.
Kobieta postanowiła opuścić lokal by jej syn nie słyszał rozmowy o jego problemach, o których słuchać nie potrafił. Pogoda znów zamieniła się bajeczną. Śnieg na nowo pokrył drzewa, kałuże pokryła warstwa kruchego lodu, a dozorcy na nowo mieli pełne ręce roboty przy odśnieżaniu. Na nowo zaświeciło słońce ogrzewając świat swym ciepłem i oświetlając go pięknem.
Zastanowił się chwilę. Moment później byli już na dole. On zapalał papierosa, ona poprosiła o zgaszenie tytoniowego rulonika, ponieważ jest uczulona i może się to źle skończyć.        - Zatem – napoczęła – moje dziecko ma specyficzną formę autyzmu - Zespół Aspergera. Jest to choroba psychiczna objawiająca się problemami w kontaktach z ludźmi, oswojeniu się z otoczeniem, logicznym myśleniem.
- Słyszałem co to – przerwał jej – Myśli jak komputer, ale nie potrafi się dogadać, tak w dużym skrócie.
W tym czasie gdy oni rozmawiali o autyście, on przyglądał im się z okna. Bez wyrazu. Bez namiętnie. Patrzył i widział. Widział i rozumiał. Potrafił czytać bowiem z ruchu warg.
- W dużym skrócie, jak się w ogóle nazywasz kawalerze?
- Mówią do mnie Writer.
- Że jak?
- Writer. – pomyślał o ułatwieniu kobiecie rozumowania i dodał - Pisarz.
- Jest pan pisarzem? – zadziwiona spojrzała na niego ze zdumieniem – Co robi tak człowiek jak pan w takim miejscu jak to?
- Szuka inspiracji. Odstępstw od normy. Detali. Wszystkiego co może mi pomóc.
- A o czym pan teraz pisze?
- Nie mogę powiedzieć. – zmartwił się na te słowa – Tajemnica zawodowa – lecz te już dodał z uśmiechem na ustach.
Szli właśnie chodnikiem małej parkowej uliczki. Otoczonej z obu stron równo posadzonymi drzewami. Teraz pokryte były śniegiem bieląc okolicę czy każdym dmuchnięciu wiatru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz