Siedział na swoim miejscu
popijając napar herbaciany. Staruszka wysunęła się powolutku, z pełną szklanką
napoju, z pokoju Łukasza. Zdawała się być zmartwiona.
Wariował. Na pewno. Tym razem
przed twarzą mieniły mu się wszystkie kolory. Poczynając od mrocznych czerni,
przechodząc przez krwawe czerwienie, dochodząc do nienaturalnie fioletowych fioletów.
Mieniący się tysiącami kolorów
kształt zaczynał się formować. Zaczynał przypominać postać. Dziwną postać,
wielokolorową postać z formy przypominającą człowieka. Osoba zbliżała się do niego powolnym krokiem,
zaczynał ją dostrzegać coraz bardziej.
Niepokój. Nie czuł ciała. Był
gdzie był. Ledwie umysłem.
Kobieta. To na pewno egzystowała
kobieta. Zbliżała się coraz bardziej.
Szczupła, wysoka. W długiej
sukni, aż do nóg. Sunęła w jego kierunku, spokojnie, z gracją. Naga, lecz nie
przypominała ludzkiej kobiety. Miała jej ciało, ale niewiasta nie jest ze
złota, nie posiada włosów o wszystkich kolorach tęczy, nie przemieszcza się nie
poruszając ani trochę swym ciałem.
- Młody człowieku – z transu otrząsnęła go
Elżbieta – chciałabym zapytać co się stało dziś rano, w jaki sposób poznałeś
mojego syna i dlaczego siedzi teraz zamknięty w sobie na łóżku i nie chce ze
mną rozmawiać?
- Przyszedł. Obudził mnie. Wydał
się… dziwny. Zaczął opowiadać historię o mieszkaniu. O pani. Zdenerwował po
czym zmartwił reakcją. – Złapał oddech spoglądając kobiecie w oczy wydały się
tak młode, żywe i świeże. Jak ślepia niemowlęcia. Czyste, nie używane
wręcz. – Mogłaby pani mi to wytłumaczyć,
ponieważ okazałem mu dobroć odprowadzając go tu. Równie dobrze mogłem na
policję zadzwonić w sprawie wtargnięcia
- A czy go pan nie wpuścił
przypadkiem?
- Tak. Po tym jak dwadzieścia
minut uderzał w drzwi.
- Dobrze więc. – ułożyła sobie w głowie coś i zaczęła – a
moglibyśmy przejść się na spacer? Od tego zaduchu rozbolała mnie już głowa.
Kobieta postanowiła opuścić lokal
by jej syn nie słyszał rozmowy o jego problemach, o których słuchać nie
potrafił. Pogoda znów zamieniła się bajeczną. Śnieg na nowo pokrył drzewa,
kałuże pokryła warstwa kruchego lodu, a dozorcy na nowo mieli pełne ręce roboty
przy odśnieżaniu. Na nowo zaświeciło słońce ogrzewając świat swym ciepłem i
oświetlając go pięknem.
Zastanowił się chwilę. Moment
później byli już na dole. On zapalał papierosa, ona poprosiła o zgaszenie
tytoniowego rulonika, ponieważ jest uczulona i może się to źle skończyć. - Zatem – napoczęła – moje dziecko ma
specyficzną formę autyzmu - Zespół Aspergera. Jest to choroba psychiczna
objawiająca się problemami w kontaktach z ludźmi, oswojeniu się z otoczeniem,
logicznym myśleniem.
- Słyszałem co to – przerwał jej –
Myśli jak komputer, ale nie potrafi się dogadać, tak w dużym skrócie.
W tym czasie gdy oni rozmawiali o
autyście, on przyglądał im się z okna. Bez wyrazu. Bez namiętnie. Patrzył i
widział. Widział i rozumiał. Potrafił czytać bowiem z ruchu warg.
- W dużym skrócie, jak się w
ogóle nazywasz kawalerze?
- Mówią do mnie Writer.
- Że jak?
- Writer. – pomyślał o ułatwieniu
kobiecie rozumowania i dodał - Pisarz.
- Jest pan pisarzem? – zadziwiona
spojrzała na niego ze zdumieniem – Co robi tak człowiek jak pan w takim miejscu
jak to?
- Szuka inspiracji. Odstępstw od
normy. Detali. Wszystkiego co może mi pomóc.
- A o czym pan teraz pisze?
- Nie mogę powiedzieć. – zmartwił
się na te słowa – Tajemnica zawodowa – lecz te już dodał z uśmiechem na ustach.
Szli właśnie chodnikiem małej
parkowej uliczki. Otoczonej z obu stron równo posadzonymi drzewami. Teraz pokryte
były śniegiem bieląc okolicę czy każdym dmuchnięciu wiatru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz