czwartek, 8 listopada 2012

Dzień ósmy - Znów piszę w szkole - lubię to, nic mnie nie rozprasza - [brak danych dotyczących ilości słów]


W mieszkaniu, najbardziej wysuniętym na trzecim piętrze siedział człowiek. Czytał. Czytał i myślał. Czytał i myślał co będzie dalej…
Po długim czasie wpatrywania się w ściany pokoju, zatruwania organizmu nowymi porcjami nieczystości, notowania myśli, skreślania złych myśli. Wstał.
Odłożył przyrządy na bok. Stanął przy oknie. Znów zapalił. Już ostatniego na dzisiaj bowiem była noc. Za szkłem mroki nocy rozjaśniały uliczne latarnie oraz blask słońca odbijany przez Ziemską satelitę, a następnie mieniącą się na śniegu. Pogoda przypominała czasy dzieciństwa kiedy to z przyjaciółmi biegali po podwórkach, rzucali się śnieżkami i nie oglądali się na nikogo. Robili do co chcieli, i kiedy chcieli. Byle by wrócić o odpowiedniej godzinie do domu i nie dać się porwać.
Całe dnie spędzali razem, na dworze. W zależności od pogody i pory roku zawsze robili to samo. Grali w piłkę na ulicy, kopali kamienie, puszczali kaczki w kałużach, bawili się w różne rzeczy, w zależności jaka gra, film, kraskówka była aktualnie najciekawsza ich zdaniem. Dorastali razem i bawili się razem.
Wrócił do rzeczywistości. Popatrzył na telefon, zobaczył datę.
8.11
Czwartek.
Postanowił jutro przejść się po nieznanych ulicach miasta, oraz zatrzymać się na jakiejś ruchliwej i notować zachowania ludzi. Nie ważne, czy miało mu się to przydać czy też nie. To mu nie zaszkodziło. Tej nocy napisał, aż nadto zatem miał do tego prawo.
Jego postać odbijała się teraz w szybie, przyglądał się sobie uważnie.
- Zrobię sobie herbatkę – uśmiechnął się kierując krok ku innemu pomieszczeniu.
W kuchni zatrzymał się na środku. Uświadomił sobie, że kawał życia za nim, a on nadal robi to co kocha. Pisze. Nie zawsze tak jak chce, i nie zawsze to co chce, lecz mimo to sprawia mu to radość. – a mówili, że nie będę miał z tego profitów. Pociągnął ostatni raz papierosa po czym zgasił go w zlewie i wrzucił do śmieci. Wstawił wodę na herbatę, usiadł. Ewidentnie czuł się szczęśliwy. Nie znał przyczyny, jego życie jeżyło się od potknięć, porażek, oraz przeciwności lodu, ale jednak potrafił cieszyć się drobnostkami. Dziś był  to napływ weny, jutro może będzie to dobry obiad w restauracji.
Właśnie!
Przypomniał sobie, że nadal nie sprawdził czy dostał pieniądze. W końcu jego kieszonkowe otrzymane kilka dni temu znikało, a on sam musiał za coś żyć. Nie jadł prawie nic w tym tygodniu, ale i tak zestaw startowy już mu się skończył. Zatem z rana czekała go jeszcze przechadzka na zakupy.
Zapytać o sklep w okolicy – zanotował na jakiejś karteczce, która zawieruszyła się przed sekundą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz