W mieszkaniu, najbardziej
wysuniętym na trzecim piętrze siedział człowiek. Czytał. Czytał i myślał.
Czytał i myślał co będzie dalej…
Po długim czasie wpatrywania się
w ściany pokoju, zatruwania organizmu nowymi porcjami nieczystości, notowania
myśli, skreślania złych myśli. Wstał.
Odłożył przyrządy na bok. Stanął
przy oknie. Znów zapalił. Już ostatniego na dzisiaj bowiem była noc. Za szkłem
mroki nocy rozjaśniały uliczne latarnie oraz blask słońca odbijany przez
Ziemską satelitę, a następnie mieniącą się na śniegu. Pogoda przypominała czasy
dzieciństwa kiedy to z przyjaciółmi biegali po podwórkach, rzucali się
śnieżkami i nie oglądali się na nikogo. Robili do co chcieli, i kiedy chcieli.
Byle by wrócić o odpowiedniej godzinie do domu i nie dać się porwać.
Całe dnie spędzali razem, na dworze.
W zależności od pogody i pory roku zawsze robili to samo. Grali w piłkę na
ulicy, kopali kamienie, puszczali kaczki w kałużach, bawili się w różne rzeczy,
w zależności jaka gra, film, kraskówka była aktualnie najciekawsza ich zdaniem.
Dorastali razem i bawili się razem.
Wrócił do rzeczywistości.
Popatrzył na telefon, zobaczył datę.
8.11
Czwartek.
Postanowił jutro przejść się po
nieznanych ulicach miasta, oraz zatrzymać się na jakiejś ruchliwej i notować
zachowania ludzi. Nie ważne, czy miało mu się to przydać czy też nie. To mu nie
zaszkodziło. Tej nocy napisał, aż nadto zatem miał do tego prawo.
Jego postać odbijała się teraz w
szybie, przyglądał się sobie uważnie.
- Zrobię sobie herbatkę – uśmiechnął
się kierując krok ku innemu pomieszczeniu.
W kuchni zatrzymał się na środku.
Uświadomił sobie, że kawał życia za nim, a on nadal robi to co kocha. Pisze.
Nie zawsze tak jak chce, i nie zawsze to co chce, lecz mimo to sprawia mu to
radość. – a mówili, że nie będę miał z tego profitów. Pociągnął ostatni raz
papierosa po czym zgasił go w zlewie i wrzucił do śmieci. Wstawił wodę na
herbatę, usiadł. Ewidentnie czuł się szczęśliwy. Nie znał przyczyny, jego życie
jeżyło się od potknięć, porażek, oraz przeciwności lodu, ale jednak potrafił
cieszyć się drobnostkami. Dziś był to
napływ weny, jutro może będzie to dobry obiad w restauracji.
Właśnie!
Przypomniał sobie, że nadal nie sprawdził
czy dostał pieniądze. W końcu jego kieszonkowe otrzymane kilka dni temu
znikało, a on sam musiał za coś żyć. Nie jadł prawie nic w tym tygodniu, ale i
tak zestaw startowy już mu się skończył. Zatem z rana czekała go jeszcze
przechadzka na zakupy.
Zapytać o sklep w okolicy –
zanotował na jakiejś karteczce, która zawieruszyła się przed sekundą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz